Psychologiczna Ruletka: Czy Odważysz Się Zaryzykować?

Czas czytania: 3 min

Psychologiczna Ruletka: Czy Odważysz Się Zaryzykować?

Co Wybierasz: Pewność Nieszczęścia Czy Ryzyko Nadziei?

Wyobraź sobie stół do rosyjskiej ruletki, moment, w którym trzymasz w dłoni ciężki, zimny rewolwer. Naprzeciw siedzi ktoś, kto również jest gotów podjąć grę. Możesz wybrać dwie opcje: albo oddajesz broń  i czekasz na strzał z 50% szansą, że przeżyjesz, albo strzelasz do siebie, mając 100% pewności, że padnie śmiertelny strzał.

Co wybierasz? Racjonalny wybór jest prosty- oddając kontrole w tej grze dajesz sobie szanse na przeżycie

Ale,

pozorna pewność pod twoją kontrolą, że spotka Cię coś złego, wydaje się w jakiś sposób łatwiejsza do przyjęcia niż niepewność, która może prowadzić do ocalenia.

Psychologia Wybierania Pewności Kosztem Szczęścia

Ludzie często wchodzą w sytuacje, w których wybierają pewność negatywnego wyniku, zamiast zaryzykować grę o lepszą przyszłość. Wolimy nie odezwać się do nowej ciekawej osoby niż być odrzuconym, wolimy nie wysłać cv i nie znaleźć pracy niż dać sobie szanse…

 Zjawisko to można nazwać psychologiczną ruletką, w której rezygnujemy z szansy na sukces, by uniknąć niepewności. Paradoksalnie, nawet jeśli pewna opcja jest bardzo negatywna, wielu z nas czuje się z tym lepiej, niż gdyby miało zaryzykować i wyjść na plus.

Innymi słowy: choć pewność niesie nieszczęście, wydaje się dla wielu bardziej znośna niż ryzyko, które mogłoby przynieść szansę na ocalenie.

Dlaczego tak się dzieje? Nasz umysł podświadomie boi się rozczarowania. Pewność — nawet ta niekorzystna — daje nam złudzenie kontroli. Wybierając sytuacje, w których na pewno będziemy niezadowoleni, unikamy ryzyka rozczarowania lub wstydu. Czujemy, że mamy wpływ na wynik, chociaż ten wpływ skazuje nas na gorsze życie.

Odwaga w Podejmowaniu Ryzyka albo ryzyko utraty szans na lepsze.

Oczywiście, często wydaje się, że wybór pewności – nawet tej nieprzyjemnej – przynosi spokój, bo unika się rozczarowań czy porażek. Jednak ta „pewność negatywności” to tylko złudzenie. Kiedy odrzucamy możliwość zaryzykowania w imię komfortu, tak naprawdę ryzykujemy coś znacznie cenniejszego – nasze własne szczęście i spełnienie. I rozczarowanie w długim okresie.

Pozostawanie w tej „strefie” to wybór stagnacji, który w dłuższej perspektywie kosztuje nas utratę szans na spełnione życie. Decydując się na bezpieczne, choć negatywne rozwiązania, możemy uniknąć chwilowego lęku przed nieznanym, ale często płacimy za to cenę w postaci utraconych możliwości i niezrealizowanych marzeń. To właśnie podjęcie odważnego kroku i wyjście poza tę iluzoryczną pewność jest prawdziwym kluczem do odkrycia własnego potencjału i budowania życia, które nas uszczęśliwia.

Największe życiowe wygrane często wymagają ryzyka. Życie nie zawsze pozwala nam wybrać opcję, która jest w 100% pewna i pozytywna, ale gdy pojawia się szansa na zmianę — czasem warto postawić na niepewność.  Wybieranie pewności jest zbyt ryzykowne. Bo jeśli nie zaryzykujesz to i tak przegrasz.

Niech ten wpis będzie dla Ciebie inspiracją. Zamiast wybierać bezpieczną, ale negatywną drogę, spróbuj czasem zagrać o coś lepszego. Oddaj pistolet w ręce losu zamiast strzelać sobie wygrane czekają na tych, którzy odważą się zaryzykować.

Michał Szadkowski – O mnie, Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:) Myślę też, że jeżeli to czytasz to przypomnij sobie o tej niewielkiej, rzeczy, która sprawia, że masz delikatne poczucie winy i spróbuj jej chociaż dotknąć lub ją zacząć…

Share

Tłusty kreatywny kot

Czas czytania: 3 min

Tłusty kreatywny kot.

Pewnego ciepłego, słonecznego dnia przechodziłem obok ogrodu, gdzie na trawie wylegiwał się duży, gruby kot. Wydawał się całkowicie zrelaksowany, jakby świat wokół niego nie istniał. Leżał na plecach, wyciągnięty na słońcu, z zamkniętymi oczami, mrucząc cicho pod nosem. Obserwując go, zacząłem zastanawiać się nad tym, jakie są jego potrzeby – upolowana myszka, odrobina słońca, ciepło i spokój. Kot, mimo swojej widocznej beztroski, wydawał się w pełni usatysfakcjonowany tym, co oferował mu ten moment. Wtedy pomyślałem, jakie potrzeby musi zaspokoić człowiek, żeby mógł tak samo beztrosko wylegiwać się na słońcu.

Zaciekawiła mnie odpowiedź, która przyszła mi do głowy. Człowiek, oprócz podstawowych potrzeb, takich jak jedzenie, spanie, prokreacja, ruch czy przynależność do społeczności, ma jeszcze jedną fundamentalną potrzebę – kreację.


Kilka słów o kreacji…


Czym właściwie jest kreacja lub kreatywność? Zazwyczaj kojarzymy ją z artystami, z twórcami dzieł sztuki, ale moim zdaniem, profesjonalny artysta to jedynie wierzchołek góry lodowej. Każdy namalowany obrazek, stworzona foto książka, domek z lego, lub aranżacja domowego wystroju to przejaw tej samej potrzeby.

Kreatywność nie jest elitarną umiejętnością; to uniwersalna POTRZEBA każdego człowieka. Często wyrażana nawet w prostych, codziennych zadaniach.

Pracownicy korporacji czasem żartują: „Gdybym pracował w fabryce, to przynajmniej widziałbym, ile telewizorów skręciłem albo ile puszek zamknąłem.” Jest to pewien rodzaj tęsknoty za tym o czym piszę.

Natomiast pracownicy umysłowi nie powinni się tym martwić – jest szansa znaleźć w naszych codziennych zadaniach miejsce na wyrażanie i tworzenie, może nie w każdej fakturze, ale zawsze jest szansa.

Przykładowo, kiedyś widziałem znajomego z pracy, analityka, który robił prezentację. Z jaką starannością dopieszczał formatowanie, kolory i slajdy. Nie wynikało to z perfekcjonizmu, ale z radości, którą czerpał z samego procesu tworzenia – chciał, aby jego praca była nie tylko dobra, ale też estetyczna, może nawet piękna.

Człowiek jako istota kreatywna
Myślę o wszystkich mechanikach, hydraulikach, malarzach, kucharzach, twórcach biżuterii, adeptach kaligrafii czy muzykach. Każdy z nas, niezależnie od zawodu, czerpie satysfakcję z tworzenia czegoś nowego – czegoś, co wcześniej nie istniało i nie jest wynikiem jedynie prostej wymiany materii.

Jako ludzie kreujemy i mamy potrzebę tworzenia, tak jak chomiki mają potrzebę biegania przez określoną ilość czasu…

Kreujemy i nie ważne czy to raport miesięczny, naprawiony zlew, zwykły obiad podany rodzinie czy też akwarela 20x30cm.

Nadzieja i przestroga
Jeśli wydaje Ci się, że możesz po prostu wstać rano i wylegiwać się w słońcu jak kot, biada Ci, istoto kreatywna. Twój potencjał nie pozwoli Ci na to. Nie da Ci spokoju, nie będzie z Tobą negocjował i nie pozwoli Ci odpocząć, dopóki nie zasłużysz na to poprzez tworzenie – czy to skręcając szafkę, dobierając garderobę czy pisząc wiersz. Dopiero wtedy, po zaspokojeniu tej potrzeby, możesz w pełni spokojnie odpocząć na słońcu.

Michał Szadkowski – O mnie, Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:) Myślę też, że jeżeli to czytasz to przypomnij sobie o tej niewielkiej, rzeczy, która sprawia, że masz delikatne poczucie winy i spróbuj jej chociaż dotknąć lub ją zacząć…

Share

Moc, dobro i zło.

Czas czytania: 5 min

Czyli czego można dowiedzieć się, oglądając z dzieckiem kreskówki.

Ostatnio przytrafiło mi się kilka rzeczy. Po pierwsze, oglądałem z synem jakąś odsłonę Transformersów – Wojna o Cybertron. Muszę przyznać, że seria ciekawie wprowadza nowe odsłony bohaterów znanych mi od dzieciństwa. Megatron i Optimus Prime toczą ze sobą wojnę. Cała historia jest ciekawa przez to, że są starymi towarzyszami broni i przyjaciółmi, a poróżniło ich spojrzenie na filozofię. Obaj deklarują chęć pomocy dla swojego ludu. Obaj chcą być obrońcami. Jednak to, co ich różni to pryncypia. Megatron pragnie mocy, aby chronić swoich poddanych. Optimus, aby ich bronić potrzebuje mocy. Każdy z nich poszukuje artefaktów, aby wyprzedzić drugiego. Niby to samo, ale z tak małej różnicy wynikają ogromne skutki. Dla Megatrona moc i siła, na początku niby jako środek do celu, stają się celem samym w sobie. W rezultacie, ten z początku pełen obowiązku żołnierz, zaczyna używać swoich poddanych, aby osiągnąć wielką moc. Seria pokazuje w dość przekonujący sposób, jak Megatron się degeneruje. Z postaci z dobrymi chęciami zmienia się w potwora używającego własnych poddanych jako przedmiotów (dosłownie).

Optimus Prime właściwie zaczyna w tym samym miejscu co Megatron. Pełen wątpliwości i dobrych chęci przywódca, tylko po drugiej stronie barykady. Jednak autoboty mają zasadę, o którą walczą: „Wszelkie świadome istoty, mają prawo być wolne”. I to ratuje Optimusa, mimo chwil zwątpienia.

Algorytmy YouTube a dobro i zło

Po drugie, chciałem zacząć wprowadzać mojego syna w podstawy pop kultury. Pokazałem mu Luka Skywalkera, Gandalfa i Frodo Baginsa. A przez to algorytm YouTube zaczął mi ostatnio podrzucać ogromną dawkę nerdowskich filmów o Star Wars i Władcy pierścieni. (Muszę przyznać, że w dzisiejszych czasach powinna obowiązywać zasada, „Pokaż mi jakie masz propozycje filmów na YT a powiem ci kim jesteś” :D)

Szczególnie Gwiezdne Wojny Lucasa są godne polecenia do analizy psychologicznej, bo mniej znanym faktem jest, że Lucas pisał pierwszą sagę (IV-VI) na podstawie „Monomitu” Josepha Campbela. „Monomit” to archetypiczna droga bohatera i został stworzony na podstawie analizy Mitologii wszelkich kultur, od inuitów i aborygenów, przez hinduizm po judeo-chrześcijaństwo.

Ciekawe jest spojrzenie na dobro i zło w tych światach. A jest to spojrzenie przez pryzmat mocy i władzy. W gwiezdnych wojnach ta moc nazywa się nawet „Moc” (co uważam za cudowne, bo przecież o to chodzi😊). We Władcy Pierścieni symbolizowana jest przez pierścień władzy, który kusi najpotężniejsze istoty śródziemia. Kusi w wyrafinowany sposób:

-„Skorzystaj ze mnie, pomyśl ile dobra możesz uczynić posiadając taką siłę”

Dobre postaci muszą oprzeć się pokusie. I to, że potrafią się oprzeć wizji mocy, mocy niby dla czynienia dobra, pokazuje ich mądrość i właśnie to, po której stronie stoją, bo wiedzą, że moc dla dobra kończy się mocą dla mocy. Intencje to za mało.

W gwiezdnych wojnach mamy 2 bohaterów, Dartha (Anakina Skywalkera) Vadera i jego syna Luka Skywalkera. Obaj są potężni, jednak Anakin, z troski o ukochaną żonę, daje się skusić ciemnej stronie. Jego mroczny mistrz przekonuje go: „Pomyśl, ile dobra można osiągnąć z taką potęgą”. Jednak ten oparty na dobrych intencjach krok, małe wykorzystanie istot jako przedmiotów a nie podmiotów, jeden kompromis sprawia, że granica decyzji powolutku przesuwa się w stronę mroku. Aż w końcu Anakin kończy jako zbrodniarz i morderca.

To tylko środek do szczytnego celu, potem Cel uświęca środki, a potem liczy się już tylko cel za wszelką cenę…

O naturze zła i komu się lepiej przyjrzeć.

I teraz ciekawostka. Chcę tu napisać o moim olśnieniu.

Ten sam algorytm youtuba zaczął mi podrzucać oprócz styli walki rycerzy Jedi i ekonomii Rohanu, filmiki w stylu „Dlaczego imperator miał rację” lub „Filozofia Saurona”. Po przyjrzeniu się co tam jest w środku, zrozumiałem. Argumenty zła są zawsze takie same.

„Nie ma czegoś takiego jak zło, są tylko punkty widzenia”

„Robię to dla większego dobra”.

„Wiem lepiej niż inni i dlatego dla ich dobra powinienem rządzić”.

„Robię to dla twojego dobra”

I ku mojemu zdziwieniu nawet w nerdowskim światku Gwiezdnych wojen i Władcy pierścieni, ktoś jest w stanie to kupić. Imperator miał rację, może wyrżnął swoich przeciwników, ale zapewnił porządek… Sauron może i robił złe rzeczy, ale dlatego, że był skrzywdzony i nie umiał inaczej.

To nie tyle zło, co bohaterowie tragiczni…

Chcieli dobrze, robili jak umieli, nie możemy oceniać. To dla większego dobra. To dla twojego dobra, bo ja wiem lepiej co jest dla ciebie dobre. W sumie dobro i zło to tylko słowa, zależy, gdzie stoisz, jaką masz historię. Świat nie jest czarno biały, wszystko jest trochę szare….

Dokładnie to samo co …

Natknąłem się ostatnio na cykl wykładów historyka Stephena Kotkina. Kotkin napisał gigantyczną biografię Stalina. Nie szczędził tam szczegółów, naprawdę obserwował i stworzył kompleksową sylwetkę. I najsmutniejsze jest to, że wydaje się, że nawet Stalin nie myślał o sobie, że jest zły. Wydaje się, że naprawdę wierzył w socjalizm i komunizm. Uważał, że jego czyny to tylko środek do celu, który przyniesie później większe dobro. Wynik, to kilkadziesiąt milionów zamordowanych ludzi i niepoliczalna ilość złamanych i przetrąconych żywotów. Dla większego dobra… A zło zależy tylko od punktu widzenia.

I to właśnie jest natura zła

Zło mówi, że to dla większego dobra.

Zło nie mówi, że jest złe. Mówi tylko, że zła nie ma.

-To zależy od punktu widzenia, zrozum motywy, ile jest odcieni szarości, ile dobra możesz osiągnąć dzięki kompromisom, wybierz mniejsze zło. Nie ma nic takiego jak jedna moralność czy prymitywne pojęcia zła. –

Bo gdy to tylko przyjmiesz, to w tle jest też, że skoro nie ma zła, to nie ma też dobra. Jeśli przyjmiesz to rozmycie i ambiwalencje, że nie ma zła i nie ma dobra, to zostaje tylko moc i władza. Bo dzięki temu cele nie są ani dobre, ani złe, środki nie są dobre ani złe. Są tylko skuteczne lub nieskuteczne.  

„Władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie… A wielcy ludzie to z reguły źli ludzie…” – lord Acton

I ostatnie może nie tak mroczne, ale bliższe codzienności zdanie mrocznej strony mocy:

Wiem od ciebie lepiej co jest dla ciebie dobre, i zrobię to dla twojego dobra, czy tego chcesz czy nie.

To zdanie często może opisać postawę młodych terapeutów, którzy naprawdę mają absolutnie czyste intencje. Którzy chcą pomagać, tylko którzy w którymś momencie zapomnieli o czym przestrzegali nasi nauczyciele i najwięksi teoretycy.

„Dobre intencje to za mało. Nie da się komuś zrobić dobrze wbrew jego woli” A co dla mnie najlepiej wyraził akurat Milton Friedman: „Wszelka dobra intencja jest przekreślona przez użycie przymusu, którym chcesz to dobro wprowadzać.”

Więc podsumowując moje olśnienie, jeśli słyszę:

Nie ma moralność, to tylko punkty widzenia i odcienie szarości i kompromisy. To dla większego dobra. To dla twojego dobra, czy tego chcesz czy nie.

To absolutnie natychmiast zapala mi się lampka ostrzegawcza „przyjrzyj się lepiej z kim masz do czynienia” Bo tak właśnie kusi i usprawiedliwia się zło.

I zostaje z takim memento, niech mi na co dzień towarzyszy w pracy, bo o wielu rzeczach można dyskutować, ale o tym nie:

„Każda świadoma istota jest podmiotem, a nie przedmiotem. Jest celem samym w sobie i ma niezbywalne prawo być wolna. Na swoją dolę i niedolę. Nie ma tutaj kompromisów.” – Tak mówi dobro

Michał Szadkowski – O mnie

Drogi czytelniku/czytelniczko skoro dotarłeś już tutaj, będzie mi miło, jak skomentujesz lub udostępnisz:)

Polecam też najnowszy wpis na moim blogu.

Share

Dobry trener czy Zły trener?

Czas czytania: 5 min

Dobry trener czy Zły trener?

Czyli… jakie chcesz mieć wsparcie na co dzień?

Chcę zwrócić uwagę na jedną oczywistą rzecz. Każdy z nas ma taką osobę, z którą przebywa najwięcej, której głos słyszy najczęściej i która wpływa na niego najbardziej. Oczywiście, to on sam. Na co dzień, podczas każdej czynności, słyszymy w głowie narracyjny głos, który komentuje wydarzenia i fakty. Jest to głos wyrażający opinie o świecie, ale także o nas samych.

Niestety, większość z nas słyszy zdania typu:

– Nie uda ci się.

– Jesteś nic niewart.

– Nie nadajesz się.

– Niczego nie potrafisz doprowadzić do końca.

– Zawaliłeś.

– Jesteś brzydki.

– Jesteś grubasem, objadasz się i nie ćwiczysz.

– Niczego nie osiągniesz.

– Nie wierzę w ciebie.

– Masz słomiany zapał itd.

Psychoterapia może pozwolić ci uświadomić sobie, czyj to głos: czy to głos mamy, taty czy babci. Tak naprawdę to nie jest ważne, bo ten głos w twojej głowie pełni funkcję Złego trenera.

Poznajmy Złego trenera…

Wyobraź sobie zawody sportowe: Adam Małysz wchodzi na skocznię, na jego twarzy widać skupienie. Nagle kamera zbliża się i pokazuje, jak podbiega do niego Apoloniusz Tajner i zaczyna do niego wrzeszczeć:

– Ty gnido! Nie umiesz skakać! Ty tłuściochu, grubasie! Spadniesz jak kamień! Nie nadajesz się! Niczego nie osiągniesz! Po co w ogóle próbujesz, przegrańcu!

Inny wariant:

85 minuta meczu, Bayern remisuje 1:1. Robert Lewandowski ma już wejść z ławki na boisko, aby odmienić losy spotkania i wtedy… Hansi Flick, jego trener, szepcze mu do ucha:

– Robert… nie wierzę w ciebie… nigdy nie wierzyłem… Uważam, że jesteś oszustem i teraz cały świat zobaczy, że jesteś nikim.

Wzruszające sceny godne filmu z happy endem?

Niestety nie. Tak mówiłby Zły trener. 99,9% ludzi w 99,9% przypadkach jest zdemotywowanych, gdy słyszy takie słowa. One powodują, że działasz o te kilka, kilkadziesiąt procent gorzej.

Wyobraź sobie, że w stresującym momencie słyszysz takie słowa… i teraz powiedz mi, że jest to przyjemne i że wzbudza pewność siebie… Dla mnie osobiście takie słowa są nieprzyjemne i demotywujące.

Tak mówi Zły trener, a jego słowa są po prostu złe. Nie chodzi o to, że są moralnie złe, chociaż to oczywiście też. Chodzi o to, że nie są w żaden sposób skuteczne jako narzędzie motywacyjne. One po prostu nie działają. A raczej działają na odwrót – demotywując.

Wracając do początku: czyj głos słyszysz najczęściej i z kim jesteś najbliżej?

Tak, tak, ogromna część z nas nosi ze sobą na co dzień Złego trenera.

Dobry trener

Niestety, Złego trenera nie da się po prostu zwolnić. Jeśli zamieszkał u ciebie, to nigdzie się nie wybiera. Natomiast jest inne rozwiązanie: trzeba wziąć jeszcze na pokład Dobrego trenera. Większość z nas nie ma pojęcia, co to znaczy, bo nigdy nie spotkaliśmy kogoś takiego. Oto przepis, jak stworzyć sobie dobrego trenera w trzech prostych krokach.

1. Krok pierwszy

Odpowiedz na pytanie:

Kogo szanujesz? Kto ci imponuje? Kto jest dla ciebie ważnym autorytetem?

(Pierwsza osoba, która przyszła ci na myśl, jest najlepsza)

To może być ktoś prawdziwy, kogo znasz, ale może to być też postać lub bohater z filmu, gry czy z książki.

(Porada dla zaawansowanych, kiedyś to możesz być ty sam)

2. Wyobraziłeś sobie?

To teraz doświadczenie:

Wyobraź sobie, że ta postać patrzy teraz na ciebie i mówi (czytaj to do siebie jej głosem):

– Wierzę w Ciebie!

– Szanuję Cię!

– Dasz radę!

– Skup się na celu.

– Jeśli nie spróbujesz, to na pewno się nie uda. Jeśli spróbujesz, to masz dużą szansę.

– Każdy się boi, ale jak zaczniesz działać, to i strach przejdzie.

Jakie jest dla ciebie to doświadczenie? Przyjemne czy nieprzyjemne?

Oczywiście, to były lekkie (totalne) sztampy, ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że jak pokazują badania, gdy słyszysz takie słowa, to czujesz się lepiej. Czujesz się lepiej nawet wtedy, gdy ktoś wcześniej ostrzegł, że teraz będzie kłamał i tak naprawdę nie wierzy w to, co mówi. Ty też możesz w to (kurde!) nie wierzyć, ale musisz to sobie powtarzać 😀

3. Już wiesz, co powinien mówić Dobry trener?

Tak naprawdę to archetyp mędrca-nauczyciela. Każdy z nas, kto przeczytał znaną książkę lub obejrzał jakiś głośny film, zna kogoś takiego: Obi-Wan, Yoda, Dumbledore, Gandalf czy Morfeusz z Matrixa. Wszystkie te postacie zbudowane są na podobnym archetypie.

Wszystkowiedzący, ale umiejący wybaczać; surowy, ale sprawiedliwy. Rozliczający tylko z rzeczy, na które miałeś wpływ i widzący w tobie więcej, niż ty sam zdajesz sobie z tego sprawę.

Nie każdy poznał kogoś takiego. Jeśli masz podobne doświadczenie, to skarb, z którego możesz korzystać (zachęcam!). Co do pechowej większości: jeśli chcemy się rozwijać i funkcjonować, to mamy obowiązek sobie kogoś takiego znaleźć lub stworzyć. Najlepiej natychmiast 😊

Czasami pomocne jest zastanowienie się nad tym… co bym powiedział ważnej osobie, gdyby przyszła do mnie po pomoc? Tylko należy potraktować siebie samego, jak tę ważną osobę… A jeśli nie wierzysz, że jesteś ważny – to… no tak 😊 zatrudnij Dobrego trenera!

Co wybierasz?

Wyobraź sobie, że masz coś do zrobienia i musisz posłuchać jakiegoś głosu. Możesz wykonać telefon do Złego trenera lub do Dobrego trenera. Powiedz mi, kto ci bardziej pomoże osiągnąć cel albo kto mniej przeszkodzi?

– Słuchaj muszę przygotować na jutro ten raport (prezentację, zrobić zakupy, napisać wypracowanie lub cokolwiek innego).

Zły trener:

– Ty nieudaczniku! Boisz się, bo jesteś leniwym zerem!

– Zawsze zostawiasz wszystko na ostatni moment!

– Dlatego jesteś nikim!

– Nikt cię nie kocha! Skończysz samotny i w biedzie!

– Wszystko potrafisz s@#$%%! Nigdy nie osiągniesz sukcesu!

– Wstydź się!

Dobry trener:

– Co chcesz tutaj osiągnąć? Powiedz prawdę…

– Ok, co się musi wydarzyć, żebyś to zrobił?

– Każdy popełnia błędy, powiedz mi, co możesz zrobić dziś lub jutro, żebyś czuł, że zacząłeś je naprawiać?

– Jaki będzie następny krok, który jest dla ciebie możliwy do wykonania? Ale nie ściemniaj mi o zmienianiu świata i że następnym razem zaczniesz wcześniej. Powiedz mi: co możesz konkretnie dziś zrobić, co nie zajmie więcej niż 5-10 minut, a co sprawi, że będziesz się bardziej szanować?

– Najlepszy czas był wtedy, ale tam się już nie cofniesz. Drugi najlepszy czas, żeby zacząć jest właśnie teraz…

– Skup się na celu!

Powiedz mi: co wybierasz?

Pamiętaj! Nie jesteś odpowiedzialny za to, że Zły trener jest w tobie. Jeśli istnieje – to już po ptakach – nic na to nie poradzisz. Jesteś jednak odpowiedzialny za to, czy dbasz o istnienie Dobrego trenera.

Jeśli chcesz osiągnąć jakiś cel (a jeśli ich jeszcze nie masz, to lepiej pogadaj z Dobrym trenerem 😊), którym może być: lepsza relacja, awans w pracy, spacer, siłownia czy bogatszy czas z dziećmi; bądź ze sobą uczciwy i powiedz, kto ci bardziej pomoże w jego realizacji?

Dasz radę! Wierzę w ciebie 😊

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli choć trochę Ci się spodobało, będzie mi miło, jak skomentujesz lub udostępnisz:)

Polecam też najnowszy wpis na moim blogu.

Share

Plemiona

Czas czytania: 7 min
Pauli Murray

Zacznijmy od opisu dwóch eksperymentów.

Bierzemy 16 osób na grupie warsztatowej. Osoby mają się ustawić w szereg w kolejności od tego, który czuje się najmniej bogaty, do tego, który czuje się najbardziej bogaty. Osoby ze śmiechem zaczynają ze sobą rozmawiać i porównują swoje postrzeganie zamożności.  Ustawiają się, gdzieniegdzie zamieniają miejscami. Powstaje szereg. Prowadzący mówi: podzielcie się w połowie szeregu, na 2 grupy po 8 osób a następnie porozmawiajcie o swoich uczuciach w grupach.

Następnie niech 2 grupy staną naprzeciw siebie. I powiedzcie co czujecie do przeciwnej grupy. Padają pierwsze, z reguły grzeczne, słowa. Wy jesteście jacyś, a wy jacyś.  Potem dla ułatwienia powstają nazwy np. wy jesteście biedni, wy bogaci. Potem niezmiennie następuje zaognienie dialogu. Grupy wchodzą w konflikt, a osoby zaczynają się ze sobą kłócić. Jednostki niezmiennie wspierają swoich współplemieńców i atakują przeciwników, nawet gdy ci na początku stali obok nich w szeregu np. na 8 i 9 miejscu.

Ten eksperyment można przeprowadzić w absolutnie każdej tematyce. Atrakcyjności, bogactwa, wieku, a nawet wzrostu. Wnioski są dość proste. Jeżeli podzielimy się na grupy i nadamy im etykiety, to łatwiej nam się utożsamiać ze swoją grupą, i łatwiej odczłowieczyć grupę przeciwną.

Swoi i Obcy.

W bardziej naukowych warunkach przeprowadzono inny typ tego eksperymentu[1]

1.Ludziom podpiętym pod skaner fal mózgowych, pokazywano film na którym było wyświetlone 6 ludzkich rąk. Jedna z nich  w którymś momencie była przebijana na wylot igłą od strzykawki. (Okropne wiem, Ty sobie to tylko przypadkiem wyobraziłeś i źle się z tym czujesz. Oni to widzieli)

Na skanerach pojawiała się aktywność w obszarze odpowiedzialnym za ból. Widząc coś takiego nasze mózgi reagują jakbyśmy sami tego doświadczali.

To informacja o naszym wbudowanym systemie empatii.

2. Ludziom pokazywano 6 ludzkich rąk, tylko dodano do nich podpisy oznaczające religie. Chrześcijanin, żyd, muzułmanin, ateista, scjentolog, hindus. Co się działo? Ludzie reagowali o wiele bardziej na ręce oznaczone słowem dla swojej religii (lub ateizmu), a mniej reagowali na ręce oznaczone obcymi religiami. Bez znaczenia z jakiej religii był badany. Za każdym razem bardziej reagował na swoich niż obcych.

3. Dodano przed eksperymentem następującą historię: Wielka wojna podzieliła świat na 2 obozy. 3 religie w jednym, 3 w drugim.

I znów te same filmy z rękami i oznaczeniami. Co się dzieje dzięki takiej historii? Reagujesz bardziej na swoich. Przestajesz reagować na wrogów. Reagujesz na swoich sojuszników, ale troszkę mniej niż na swoich.

4. Jeszcze inna wersja. Na początku eksperymentu kazano uczestnikowi rzucić monetą. Jeśli wypadł orzeł, to dostawał etykietkę Augustynianina, jeśli reszka, to Justynianina. Rozumiesz? Coś zupełnie z kosmosu. Nieistniejącego jeszcze minutę wcześniej. Potem opowiadano historię, że trwa wojna tych rodzin.

Następnie pokazywano ręce z etykietkami. Wyniki? Ludzie, którym rzut monetą nadał etykietkę Augustynianina, bardziej reagowali na ręce ze swoją etykietą, a mniej na ręce z przeciwną. I vice versa.

Wnioski z eksperymentów

To naprawdę podstawowe oprogramowanie. Wręcz hardware.

Mamy tu do czynienia z naprawdę fundamentalną właściwością istoty ludzkiej. Absolutnie podstawowym oprogramowaniem. Żadna tam kultura, żadna religia, nas tego nie uczy. My tu mamy do czynienia z odpowiedziami na poziomie odruchów bezwarunkowych. Absolutnie każdy człowiek dba bardziej o swoich niż o obcych. Kiedyś to oczywiście był temat plemienia, które razem mieszkało, wędrowało, polowało i było związane genetycznie. Ale okazuje się, że ten system swój-obcy przeniósł się w naszą współczesność. System reakcji swój obcy jest starodawny. Ale we współczesności jego zapalnik przeniósł się w system etykiet.

Tzn. Najpierw jest test etykiet, następuje segregacja na swój-obcy. Potem przeciwstawne reakcje zarezerwowane dla tych kategorii.

Etykiety plemienne.

Etykietką może być wszystko. Narodowość, drużyna piłkarska, płeć. Ze skrajniejszych i straszniejszych w skutkach przykładów, kolor skóry, kasta, klasa społeczna, czy Tutsi vs Hutu i ludobójstwo w Rwandzie. Ale w mniejszej skali firma dla której pracujesz vs konkurencja. A w firmie może to być też np.; programiści vs HR, drugie vs trzecie piętro, pracownicy vs zarząd, albo też grupa początkująca vs zaawansowana na angielskim.

Z mojego podwórka wiem, że nawet w środowisku międzynarodowej psychoterapii trwa sobie cudowna, kulturalna zimna wojna między modalnościami. Humanistyczne vs CBT vs Psychodynamiczne vs …(pozostałe 200 modalności). Innymi słowy wszyscy przeciw wszystkim.

Jeśli się troszkę zastanowisz to podejrzewam, że znajdziesz też kilka przykładów z własnego doświadczenia.

Pamiętaj! To są podstawowe ludzkie reakcje. Pojawia się etykieta na podstawie której dzielisz na swój obcy i już nie masz wyboru, czy reakcję się pojawią czy nie. Pojawią się. One są niezbywalne. Tak jak potrzeba powietrza. Zdarzyło mi się obserwować absolutnie empatycznych dojrzałych i poukładanych ludzi, po przepracowanych 1000-cu lub więcej godzinach psychoterapii własnej, którzy dostają białej gorączki na myśl o ludziach z innej modalności.

Jeśli myślisz, że to da się przepracować albo od tego uciec… to czeka cię ciekawa przygoda. Nie da się. Nie przestaniesz być człowiekiem.

Kiedy twój brat kreśli koło…

Dla przyjaciół jest empatia i pomoc, dla przeciwników odczłowieczenie i przemoc. Dla swoich miłość, wyrozumiałość, wsparcie i dialog; dla obcych oskarżenie, wykluczenie i pogarda.

Poznajesz to?

Pewnie nawet w tej chwili jeśli jesteś za PIS to pewnie myślisz, że te złe cechy tyczą się tylko LGBT+ i polityki tożsamości . A jeśli walczysz o prawa kobiet to może myślisz, że to Kościół katolicki dzieli i odczłowiecza, więc dlatego musi upaść albo wręcz trzeba go zniszczyć

Odpowiedź jest smutniejsza. Kości nienawiści zostały rzucone już podczas nadania nazw i rozdzielenia miejsc w plemionach. Nie możemy pięknie się różnić jak długo wydaje nam się, że nie mamy nic wspólnego…

…Ty kreśl większe aby was zjednoczyć.

Na szczęście mamy coś wspólnego.  Po pierwsze jesteśmy ludźmi. I naprawdę z doświadczenia w gabinecie wiem jedno, zawsze mamy coś wspólnego. Wszyscy czujemy, myślimy, mamy pragnienia i dążenia. Potrzeby. Wszyscy. Wszyscy też traktujemy swoich i obcych inaczej. I wszyscy dzielimy na swoich i obcych, choć troszkę inaczej. To jest absolutnie jednakie plemię. Ponad kulturą i religią. Mamy serca i płuca, wątroby i mózgi. Układ nerwowy i takie same zmysły. Wnętrze człowieka jest takie same w Ameryce południowej, Europie, Afryce i na Syberii. Joseph Campbell twórca pojęcia monomitu kiedy zauważył, że oddalone od siebie społeczności stworzyły niezależnie bardzo podobne mitologie, właśnie tak to tłumaczył. Wnętrze człowieka -Anthropos- jest takie same. To mamy wspólne. Należymy do plemienia ludzkiego.

Ale to nawet nie trzeba takiej pompy. To większe koło może być o wiele mniejsze.

Kiedy zaczynasz nienawidzić etykietujesz. Kiedy etykietujesz odczłowieczasz i łatwiej nienawidzić. Nie możesz przestać etykietować. Więc po prostu postaraj się znaleźć trochę większe koło. Zadaj sobie pytanie co mam wspólnego z tym drugim człowiekiem.

Zamiast powiedzieć wy z cholernego HR. Powiedz my pracownicy firmy…

Zamiast powiedzieć wy kobiety, czy wy mężczyźni, powiedz my dorośli.

Zamiast powiedzieć wy homosie, czy wy katole. Powiedz my Warszawiacy.

Zamiast powiedzieć wy moherowe berety, pisowcy, feminazistki, czy lewacy. Powiedz my Polacy.

Powiedz sobie te zdania w głowie albo na głos…i zobacz jak to wszystko zmienia

Albo po prostu powiedz my ludzie.  

Twój wybór jest taki. Jeśli chcesz nienawidzić, to szukaj różnic, etykietuj i dziel. Jeśli dzielisz, to wiedz, że uruchamiasz mechanizmy silne i pradawne. Mechanizmy odbierające obcym ludzkie prawa, prawa do współczucia dla nich i prawa do dialogu. Nieważne po której stronie stoisz. Jeżeli tworzysz strony, to tworzysz miejsce do wojny. Jeżeli dzielisz to wiedz, że uruchamiasz mechanizmy które mogą prowadzić do przemocy. I wiedz, że nie przestaniesz etykietować, więc jeśli chcesz dialogu to szukaj wspólnoty. Kreśl większe koło aby nas zjednoczyć…bo etykiety mogą nas dzielić lub łączyć.

Legia! Legia!

Na koniec przypomniała mi się anegdotka. Czekałem sobie kiedyś jak byłem na studiach albo w liceum, na przystanku, na autobus nocny. Akurat był jakiś mecz Legii. Poznałem po tym, że jakiś podpity chłopak śpiewał sobie na przystanku Legia! Legia! Oczywiście wokół niego szybko zrobiło się pusto. Czekałem sobie dalej… Po kilku minutach dało się słyszeć kolejny podpity głos i powoli zbliżające się Legia ! Legia! Kolejny chłopak w szaliku znalazł się na przystanku. Zaśpiewali razem Legia! Legia! Zaczęli ze sobą przybijać piątki, obejmować się i przyjacielsko rozmawiać. Niezbyt umieli dobrać głośność do warunków, więc słyszałem wszystko. Ej skąd jesteś? A ty? Ja z Woli. Ja też. A kogo znasz? Tu padły jakieś nazwiska. Nazwy ulic. Chłopaki powoli znajdowali znajome nazwy, ale niestety okazywało się, że te nazwy ich dzieliły. Bo szkoła obok, ale jednak konkurencyjna. Bo ulica i paczka znajoma, ale jednak nie własna. Rozmowa zaczęła się zmieniać z przyjacielskiego poszukiwania, we wzajemną niechęć i niepokój. Przybijanie piątek zmieniło się w naprężone sylwetki. Odsunęli się od siebie i widać było, że rośnie napięcie i zaraz skończy się to pijacką bójką.

Szczerze mówiąc sam byłem po kilku piwach. Niezbyt myślałem, więc intuicyjnie podszedłem do nich i zaintonowałem ciche Legia, Legia!… Po drugim Legia! Legia! Podchwycili. Zaczęliśmy śpiewać razem i po chwili znów się obejmowali i śpiewali w najlepsze, hymny swojego klubu. Zjednoczeni zapomnieli o wszystkim… a ja wycofałem się i spokojnie doczekałem na autobus.

Wszyscy jesteśmy z jednego plemienia, więc kreśl większe koła aby nas zjednoczyć…

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)


[1] 1Empathic Neural Responses Predict Group Allegiance

Don A. Vaughn,1,2,† Ricky R. Savjani,3,† Mark S. Cohen,1 and David M. Eagleman4,*

Share

Efekt Bottleneck…

Czas czytania: 4 min

Synek pokazał mi dzisiaj książkę dla dzieci. Było tam kilka rekordów. Był tam najwyższy (2,72m) człowiek świata , Usain Bolt i jego rekord na 100m sprintem, a także coś przez co piszę ten tekst. Zerknąłem na rekord wstrzymywania powietrza i mnie zatkało (-ha, ha- gra słów). Wedle tej książki jakiś człowiek zdołał wytrzymać bez powietrza 24 minuty. Aż musiałem to sprawdzić…Wychodzi na to, że mój osobisty rekord w smogo-Warszawie, w kwietniu, to coś koło 1min 14 sekund. Pewnie dałbym radę to wytrenować, skorzystać ze specjalnych technik oddechowych i po takiej pracy, pobić swój rekord o jakąś minutę. Spodziewałem się, że człowiek, ze specjalną predyspozycją genetyczną, po ciężkim treningu, da radę może, 5-6 minut. Ale 24 minuty?! To jest jakiś kosmos.

Rekordzisto! Brawo Ty! Ale ja nie o tym. Moje myśli krążą przy pewnej koncepcji ewolucji.

Szybko vs stopniowo, czyli teoria „Bottleneck” albo efekt wąskiego gardła.

Zarówno ja, jak i ten człowiek, należymy do jednego gatunku. W obecnym świecie supermarketów i internetu właściwie nie ma znaczenia, że on umie na długo wstrzymać oddech, a ja nie. Ale…wyobraźmy sobie inne środowisko…

Np. jakaś apokalipsa i znika cały świat oprócz jednej plaży. Trafia tam ostatnia ludzka populacja. W tym ja i ten rekordzista. Jedyne jedzenie jest w morzu. Trochę na płytkich wodach, ale im głębiej tym więcej. Taka półka w morskim supermarkecie, gdzie im głębiej tym bogaciej i lepszej jakości. W skrócie, to czy ktoś może wytrzymać dłużej pod wodą, będzie się przekładać na to, czy chodzi głodny, czy syty. Czy ma nadwyżki, którymi może się podzielić z partnerką i potomstwem, czy umiera z głodu. Oczywiste jest, że umiejętność wstrzymywania oddechu zacznie mieć ogromne znaczenie. Osobniki z moją wersją genów odpowiadających za ta cechę, zaczną znikać, a te z wersją rekordzisty i jemu podobnych, zaczną się rozprzestrzeniać. Po kilku pokoleniach w populacji zostanie właściwie tylko wersja genu naszego rekordzisty. A moje linie genetyczne raczej wygasną ( chyba, że złączą się z konieczną do przetrwania wersją genu). Nagle cała populacja będzie miała średnią wstrzymywania oddechu na poziomie 24minut. A nowi rekordziści o wiele więcej.

Teoria „Bottleneck” mówi o tym, że w danej populacji może być ogromna ilość wersji danego genu (tutaj np zdolność wstrzymywania oddechu), tylko ta wersja nie musi mieć dużego znaczenia, w danych warunkach. Ale po nagłej zmianie środowiska, wersje genów, które nie miały wczoraj znaczenia, dziś stają się biletem do przeżycia, a jak osobnik ich nie posiada, to niestety… staje się legendą (tak mój syn mawia, o znikających, czekoladowych króliczkach).

Chodzą słuchy, że jakieś 50 tysięcy lat temu, przydarzyło się to ludziom. Nasze linie genetyczne, patrząc wstecz, zbiegają się bardzo w tamtym czasie. Co oznacza, że wszyscy pochodzimy od jakiejś niewielkiej populacji, która miała na tyle szczęścia, że posiadała jakąś specjalną mutację. Jakiś wybuch superwulkanu lub inna zmiana środowiska sprawiła że tylko oni przeżyli.

Stopniowo, gradientem.

Jest to poszerzenie koncepcji stopniowej mutacji, która mówi o powolnych zmianach poszczególnych cech na przestrzeni, wielu tysięcy lat. Np wedle tej wersji, żyrafa miała przodka o bardzo krótkiej szyi i po kolei przodków, o coraz dłuższych szyjach.

Koncepcja stopniowa jest oczywiście prawdziwa (chociaż chyba akurat nie w przypadku żyrafy). Ale oprócz tego, mogą zajść warunki do bardzo szybkich zmian. Innymi słowy na naszej plaży zostanie tylko populacja z genem długiego wstrzymywania oddechu (teoria „Bottleneck”), ale jednocześnie, z pokolenia na pokolenie, rekord wstrzymywania oddechu będzie stopniowo wzrastał („teoria stopniowa”) .

Kilka przykładów z historii

Takie rzeczy wydarzały się też, w naszej niedalekiej przeszłości. Np. populacje Indian obu Ameryk zostały zdziesiątkowane, przez wirusy, które przywieźli Europejczycy. Dla 16-17 wiecznych, kolonistów wirusy były niegroźne i właściwie normalne. Wyewoluowali w ich towarzystwie (Czytaj: ci co nie mieli danych mutacji, stali się legendą już bardzo dawno) Ale dla Indian, którzy nie posiadali, w swoim środowisku, danych patogenów i nie ewoluowali odpowiednich na nich odporności, kontakt z nowymi wirusami był katastrofą.

Inny przykład to niektóre plemiona wysp Pacyfiku. W plemionach tych, w ciągu kilku pokoleń, od kontaktu z europejską dietą (łatwo dostępnym cukrem), duży procent populacji poumierał z powodu ciężkiej cukrzycy. Zostali tylko ci, którzy mieli odpowiednią mutacje/ wersje genu, odpowiedzialnego za syntezę insuliny (szczegóły mogę mylić).

Innymi słowy nie myślmy sobie, że ewolucja się skończyła, albo zatrzymała. Proces czyha i nic sobie nie robi z faktu, że roimy sobie o omnipotencji naszych umysłów, albo że człowiek jest już ponad naturą…

Zastanawiam się, czy za 50-100 lat, na ziemi nie będą żyć ludzie, którzy są odporni na problemy z kręgosłupem od siedzenia przy monitorach lub niepotrzebujący zbyt wiele wysiłku fizycznego. A może tacy, którzy spokojnie sobie radzą z wysokoprzetworzona dietą opartą głównie na ciastkach i czekoladowych króliczkach…

Tymczasem czas na kilka tysięcy kroków i i trochę warzyw. Żeby, no wiecie, za szybko, nie stać się legendą…

Michał Szadkowski – O Mnie

Edit: Sprawdziłem w końcu źródło, okazuje się, że te 24 minuty zostały osiągnięte po wzięciu oddechu jakąś specjalną mieszanką tlenową, która, jak rozumiem wydłuża czas, który można wytrzymać bez oddychania. Ten sam rekordzista posiada rekord na normalnym oddechu i wynosi on 10 minut. Co i tak jest imponujące ale pewnie nie skłoniłoby mnie do pisania:). Niemniej jednak nie chciało mi się zmieniać całego tekstu)

Michał Szadkowski – O mnie, Kwiecień 2020

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)

Share

Dopaminowy detoks

Czas czytania: 3 min

Ten wpis to praktyczna kontynuacja postu o dopaminie. Jeśli nie wiesz o czym mówię, to zapraszam najpierw tutaj.

Droga czytelniczko, drogi czytelniku!

Dopaminowy detoks to odpowiedź na pewien mechanizm obniżenia nastroju z powodu uzależnienia od bodźców. W dużym uproszczeniu to uzależnienie wygląda mniej więcej tak: w mózgu normalnie jest, powiedzmy, 100 jednostek dopaminy. Czujesz się normalnie. Jak pierwszy raz otrzymujesz nowe bodźce to masz 150 jednostek. Jest niezła jazda. Następnie po jakimś czasie, mózg się dostosowuje, bo na dłuższą metę nie daje rady z taką dawką. Zmniejsza normalne stężenie do 80, a jak szukasz bodźców, do powiedzmy 120. Potem 70 i 100. Co oznacza, że musisz kompulsywnie dostarczać bodźców, żeby czuć się normalnie, inaczej odczuwasz obniżenie nastroju. Bodźcem może być ogromna ilość rzeczy. Przykłady poniżej, na liście w dalszej części…

Dopaminowy detoks nie jest odpowiedzią na ciężkie uzależnienia od substancji. Jeśli borykasz się z czymś takim, lepiej udaj się do specjalisty, np. tutaj. Jest to raczej ćwiczenie higieny psychicznej we współczesnym, szybkim, świecącym i walczącym o naszą uwagę świecie.

Dopaminowy detoks oferuję w 2 wersjach, umiarkowanej i totalnej.

Dopaminowy detoks-wersja umiarkowana

Zalecenia: raz w tygodniu

Cel: Dopaminowy detoks to zapewnienie sobie solidnej porcji nudzenia się żeby:

  • po pierwsze, chemia w mózgu, troszkę wróciła do normy,
  • po drugie, żeby nuda pchnęła cię do produktywności i pożytecznych zachowań. 😊

Przepis:

  1. Wybierasz jeden dzień w tygodniu np. środę lub sobotę (sobota jest trudniejsza 😊).
  2. Wpisujesz sobie do kalendarza.
  3. Tworzysz listę rzeczy zakazanych i rzeczy dozwolonych.
  4. Umawiasz się ze sobą, że od przebudzenia aż do zaśnięcia, możesz tylko się nudzić lub robić rzeczy z listy dozwolonej.
  5. Na koniec dnia spisujesz listę rzeczy, z którymi miałeś problem. To jest dla ciebie wskazówka, że warto się temu przyjrzeć😊.

LISTA:

Zakazane:

  • Netflix
  • TV
  • Słuchanie muzyki w każdej formie
  • Telefon (jeśli z jakiś powodów musisz być w kontakcie, ustal sobie ścisły harmonogram, np. że sprawdzasz tylko raz na 1h lub 2h, o pełnej godzinie)
  • Facebook
  • Instagram
  • Gry komputerowe (wszystkie wersje, mobilne, PC czy konsole)
  • Newsy telefoniczne
  • YouTube
  • Internetowa pornografia
  • Pudelek czy inne Onety
  • Wszelkie przeglądanie Internetu
  • Masturbacja
  • Zakupy przez Internet
  • Fast food i Słodycze (chipsy batoniki, czekolada itd. Itp.)
  • Wszelkie kombinacje powyższych😊
  • Itp. Czyli wszystkie rzeczy dające dopaminowego kopa i nie dające nic w zamian.
  • Miejsce na twoje typy…

Dozwolone :

  • Ćwiczenia fizyczne
  • Joga
  • Jedzenie normalnych posiłków
  • Medytacja
  • Wszystkie obowiązki w pracy
  • Spacer
  • Nauka języków
  • Czytanie książek bez obrazków
  • Nauka (ale bez Wikipedii i YouTube)
  • Rozpoczęte wcześniej kursy internetowe
  • Sprzątanie
  • Miejsce na twoje pożyteczne rzeczy…
  • Czyli wszystkie rzeczy, które są dla ciebie zdrowe i pożyteczne. (Facebook nie jest dla ciebie tego dnia użyteczny, uwierz mi😊) 

Drogi czytelniku, jeśli przeraża cię myśl o takim dniu, możesz najpierw spróbować wersji skróconej. Np. po pracy. Czyli od zakończenia dnia pracy, do zaśnięcia. Albo 8h w dzień wolny. Np. 8h od przebudzenia.

Dopaminowy detoks-wersja totalna.

Zalecenia: raz na jakiś czas, np. raz w miesiącu.

Cel: Totalny dopaminowy detoks. Twoje zadanie tutaj to naprawdę się ponudzić i wyciszyć. Chrzanić produktywność! Wersja totalna to wyzwanie*. Tutaj również możesz spróbować najpierw 8 godzinnej opcji. Po takim dniu zaczniesz się ślinić na samą myśl o tym, że mógłbyś porozwiązywać krzyżówkę…

Przepis:

Ustalasz dzień w którym dozwolone jest tylko: jedzenie, spacery (ale bez zwiedzania) i medytacja.

Zakazane jest: używanie telefonu, komputera/laptopa, telewizora i radia. A także wszelkiego innego sprzętu w tym, samochodów, motocykli, rowerów, hulajnóg i rolek.

*Ta wersja wymaga troszkę więcej. Najlepiej połączyć ją z wyjazdem w odludne miejsce.

I co wy na to ?

Ktoś podejmuje wyzwanie?

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)

Polecam też najnowszy wpis na moim blogu.

Share

Co się rymuje z „Tinder”, rybki i kasyna?…Dopamina…

Czas czytania: 6 min

Zróbmy sobie eksperyment: Weźmy klatkę Skinnera. Klatka ma przycisk i podajnik jedzenia. Zamykasz w niej zwierzaka. Badasz. Zwierzak to może być szczurek, gołąb lub myszka. Weźmy taki konkretny myślowy eksperyment z myszką (myślowy, dzięki czemu żadna myszka nie ucierpi :D).

Są 3 rodzaje klatek. Różnią się tym, co się stanie, kiedy myszka naciska przycisk:

  1. Nic się nie dzieje.
  2. Dostaje smakowity posiłek.
  3. Losowo, dostaje posiłek lub nic się nie dzieje.

Wyniki. Myszka naciska przycisk i:

  1. Nic się nie dzieje–> Myszka przestaje interesować się przyciskiem.
  2. Dostaje smakowity posiłek –> Myszka naciska przycisk, mniej więcej jak jest głodna. W innych przypadkach przestaje interesować się przyciskiem.
  3. Losowo–> Myszka bardzo interesuje się przyciskiem–> Kompulsywnie naciska przycisk, czy jest głodna, czy nie.

W opcji 3 „losowej” dzieją się też czasem ciekawe rzeczy np.

  • Niektóre zwierzaki przestają interesować się jedzeniem. Podobno był taki przypadek, że gołąbek naciskając przycisk zemdlał z głodu, mimo że tarzał się w podawanych posiłkach.
  • Niektóre zwierzaki przestają interesować się seksem. Niektóre samczyki myszek wybierały naciskanie przycisku pomimo tego, że do klatki wkładano samiczkę w rui…

Rozumiesz? W skrócie…

LOSOWOŚĆ NAGRODY UZALEŻNIA

„Tinder” i Kasyna.

Wyobraź sobie kasyno. Nie wiem jak ty, ale ja zawsze widzę stoły do gry w ruletkę i wielki pokój pełen jednorękich bandytów. Jednoręki bandyta, to nic innego, jak klatka Skinnera w wersji dla ludzi. Krzesełko. Przycisk. Losowa nagroda. Uzależnienie od hazardu. Kasyno to nic innego, niż właśnie człowiek, umieszczony w klatce z losową nagrodą.

Opowiem inną historię. Parę lat temu jechałem autobusem i bezmyślnie patrzyłem sobie, a to na okno, a to na pasażerów, a to na ich ekrany smartfonów. Moją uwagę przykuł jeden gość, siedział do mnie plecami, widziałem tylko jak jego kciuk wykonuje szybkie ruchy z lewa na prawo. Myślałem, że to jakaś fajna mobilna gierka, ale na jego ekranie szybko przesuwały się zdjęcia kobiet. Prawo, prawo , lekkie zawahanie…prawo, prawo. Zrozumiałem, że tak wygląda Tinder, o którym dopiero co robiło się głośno. Moja część osobowości, owładnięta teorią gier, powiedziała do mnie:

 – Patrz Michał, ten koleś wybrał wygrywającą strategię. Zwiększa ilość powtórzeń, a przez to zmniejsza wariancję i upewnia się co do wygranej w krótszym okresie czasu.

Innymi słowy postawiłbym pieniądze, że ten koleś znalazł tego wieczora wybrankę…Niestety teraz, coraz częściej, zamiast zwycięzcy rachunku prawdopodobieństwa, widzę myszkę, która naciska przycisk w swojej klatce, mimo że tonie w jedzeniu…

Toksyczny związek

Jeszcze inny przykład takiej klatki to tzw. toksyczny związek. Czyli taki, w którym jest ogromna ilość cierpienia, potrzeby są niezaspokajane, brakuje komunikacji, czasem partner/partnerka jest uzależniony od substancji… ALE, od czasu do czasu jest inaczej. Kiedy już jesteśmy jedną nogą w drzwiach, żeby odejść, mówi, że właśnie zaczyna terapię. Obiecuje, że się zmieni. I faktycznie tak jest, istny miesiąc miodowy na dzień, tydzień lub miesiąc, a potem toksyka od nowa.

Można taką historię powiedzieć w formie zdania (pewnie każdy słyszał jakąś wersję): „Kiedy pije jest potworem, ale jak jest trzeźwy to taki dobry, empatyczny człowiek. Do rany przyłóż”…Tylko nigdy nie wiadomo kiedy jest trzeźwy…

Sprawdzamy czy wszystko jest…Przycisk? Kontakt z toksycznym partnerem i próby jego zmiany. Losowość nagrody? Od czasu do czasu jest lepiej albo nawet cudownie.

Niestety, witamy w klatce. Czasami, ludzie sami nie rozumieją dlaczego w tym tkwią. Często pomagam klientom w zrozumieniu tego mechanizmu. W zrozumieniu, że w tej toksyce jest pewien rodzaj przyjemności i uzależnienia. Dlatego tak trudno się z tego wyrwać. Tak jak człowiekowi, który przegrywa pensje na automatach, chociaż racjonalnie przecież wie, że ma rachunki do zapłacenia…A wszystkiemu winna…

Dopamina    

Ostatnie badania pokazują, co się dzieje w mózgu myszki (albo istoty ludzkiej, w człowieczej wersji klatki). Okazuje się, że w sytuacji nieprzewidzianego zysku (w momencie użycia przycisku i niespodziewanego otrzymania jedzenia), układ nagrody w mózgu myszki, strzela jej mocną dawkę neuroprzekaźnika dopaminy. Następnie, ten sam układ, łączy przycisk z tą nagrodą. A robi to, wydzielając jeszcze większe dawki dopaminy przy używaniu przycisku…

Czyli, istnieją dwie fazy odczuwania przyjemności związanej z nagrodą: faza konsumpcji i faza przygotowawcza. Dopamina jest często wydzielana silniej w fazie przygotowawczej. Czyli:

Oczekiwanie nagrody jest przyjemniejsze, niż sama nagroda.

Albo inaczej:

Czynności prowadzące do nagrody są przyjemniejsze, niż sama nagroda.

Wiesz jak działa dopamina? Jest to tzw. neuroprzekaźnik przyjemności.

Przypomnij sobie swój ulubiony posiłek i jak dobrze się czułeś po jego zjedzeniu. Ta przyjemność jest przesyłana za pomocą dopaminy. To jest układ nagrody. Takimi rzeczami mogą być jedzenie, fajna randka z atrakcyjną osobą, seks, ale też, „like” na Facebooku lub wiadomość od przyjaciela. To wszystko jest przyjemne. Troszkę zdrowej dopaminki.

Faza przygotowawcza to oczekiwanie na tą nagrodę. Większa dawka dopaminki.

Jednak część z tych rzeczy, wpada do losowej klatki i w fazie przygotowawczej, wchodzi do gry wzmocnienie od układu niespodziewanej nagrody. Duża, wzmocniona dawka dopaminki.  Np. gdy nie wiesz, czy odbędzie się dziś jakaś randka, ale kiedyś spotkało cię bardzo przyjemne, niespodziewane doświadczenie, dostajesz wzmocnienie w fazie przygotowawczej. Dzięki temu szukanie jest przyjemniejsze i masz do niego motywację. Przesuwasz w prawo. A po jakimś czasie, randka nie ma znaczenia, liczy się tylko szukanie.

Mamy uzależnienie. W dużym uproszczeniu wygląda to mniej więcej tak: W mózgu normalnie jest powiedzmy 100 jednostek dopaminy. Czujesz się normalnie. Jak szukasz losowej nagrody to masz 150. Jest niezła jazda. Następnie po jakimś czasie, mózg się dostosowuje, bo nie daje rady z taką dawką na dłuższą metę. Zmniejsza normalne stężenie do 80, a jak szukasz, do powiedzmy 120. Potem 70 i 100. Co oznacza, że musisz grać w przycisk, żeby czuć się normalnie,  inaczej masz obniżenie nastroju.

Rybki i grzybki.

Zastanawiałem się kiedyś, co ludzie widzą w łowieniu ryb. Albo w chodzeniu na grzyby. Ja mam z tymi czynnościami raczej mini-traumę. Matka czasem zabierała mnie na grzyby. Tylko nigdy nie udawało mi się nic znaleźć…Kiedy po godzinie chciałem wracać i próbowałem jej to powiedzieć, spotykałem szalone oczy (jakby ktoś ją zamienił w Goluma czy coś). Potem mówiła:

 -Spokojnie, spokojnie, zaraz coś znajdziesz.

A potem znikała w zaroślach krzycząc coś w stylu:

-Tam na pewno są gąski!!!

 Zacząłem to pieszczotliwie nazywać „Grzyboszaleństwem”.

Tak samo z rybkami. Mój wujek (hmmm… brat mamy), próbował mnie zarazić chodzeniem na ryby. Ale moje wspomnienia to tylko stracone błystki (nigdy nic nie złapałem) i pamięć pleców wujka, znikającego w nabrzeżnych pokrzywach z krzykiem:

-Dawaj Michał! Tam na pewno są szczupaki!!!

To zacząłem naukowo nazywać „Ryboszaleństwem”

W tych historiach jest oczywiście ludzka klatka, ale też jej wyjaśnienie. Chodzi o to, że grzyby i ryby są fajne z powodu losowości (tak jak wcześniejsze przykłady). Ale można z ewolucyjnego punktu widzenia stwierdzić, że skoro takie i podobne czynności łowiecko-zbierackie, były ważne dla przetrwania gatunku, to natura dała nam układ, który sprawia, że je lubimy. W skrócie, nasi przodkowie, którzy lubili sobie pozbierać grzybki czy inne korzonki i połowić (dopaminka, przy czynnościach z losową wypłatą), mieli większą motywację do szukania pożywienia, a przez to większą szanse na jego zdobycie, niż tacy, którzy wyłączali się przy losowych niepowodzeniach.

Szklanka jest do połowy pusta.

Losowość uzależnia. Często wpadamy do klatki Skinnera. Uważaj, jak zadzierasz z dopaminą. Kiedy trudno racjonalnie porzucić ci destrukcyjne zachowania, poszukaj pomocy terapeuty lub terapeuty uzależnień. W tych cudownych czasach, już nie tylko substancje (nota bene, kokaina, amfetamina i alkohol stymulują, a jakże, układ dopaminowy) ale także wiele czynności, skrojonych jest pod układ dopaminowy. Facebook, pornografia, wiele gier komputerowych (losowe paczki z nagrodami), a także wiele „Apek” na smartfony, jest skrojonych przez specjalistów psychologów, po to, żeby cię wciągnąć na dłużej i uzależnić od siebie.

Szklanka jest do połowy pełna.

Przewidywalność jest nudna, więc wrzuć do swojego życia trochę losowości. Poszukaj bezpiecznych klatek, z których łatwo można wyjść. Dopaminka jest solą życia, ale uważaj gdy z nią zadzierasz…

Może jednak rybki i grzybki…?:)

A ty czytelniku, znasz jeszcze jakieś przykłady klatek Skinnera w wersji dla ludzi?

Zapraszam do zostawiania przykładów w komentarzach.

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)

Share

Przygarnij potworka.

Czas czytania: 5 min

Załóżmy, że jest w tobie potworek. Taka malutka, łatwa do przeoczenia istotka. To może być np. „Uwielbiający słodycze” lub bestyjka ”Wypiję jeszcze tylko jednego”. To może być potworek „W lato obracam się za każdą kobietą w sukience” lub tyci demonek „Wstyd się przyznać, ale z przyjemnością patrzę na muskularnych facetów z jednodniowym zarostem i nie ważne, czy potrafią dodawać”.

Bakcylek torebek za pół pensji, nigdy nie skasowanego z telefonu Tindera, albo świntuszek wieczornych, samotnych seansów, przy krótkich filmach bez dialogu, za to, z plejadą zmieniających się aktorek.

W każdym razie, jest to jakaś twoja słabostka, której jesteś bardziej lub mniej świadom, ale która nie mieści się w twoim wachlarzu tematów, którymi dzielisz się z przyszłymi teściami przy wigilijnym stole.

Pewnie próbujesz walczyć z potworkiem. W kuźni słuszności, w ogniu przykazań dobrego żywienia i dobrego smaku, wykuwasz miecz poczucia winy i… szarża na bydlaka. Bitwa.

Uderzasz mocnymi ciosami wstydu i zaklęciami: „To się więcej nie ma prawa powtórzyć”, „Od jutra z tym koniec” i „Tak nie można, co by powiedział/a/eli  (znajomi, mama, tata, mąż, żona, papież)?”.

Wreszcie, po ciężkiej walce i użyciu całej mocy magii poczucia winy, zapędzasz potworka w mroki nieświadomości… i  jak zwycięzca odchodzisz do swoich spraw.

Tylko gdybyś człowieku zobaczył jego minę…

Gdybyś spojrzał…

Zobaczyłbyś wielki syty uśmiech.

A gdybyś przysłuchał się dźwiękom, które wydaje…

To usłyszałbyś błogie: „mniam, mniam, mniam”.

On tylko na to czekał…

Bo im bardziej z nim walczysz, tym staje się silniejszy.

Cykl Życiowy Potworka

Cykl życiowy potworka jest następujący. Pojawia się pod postacią drobnej myśli o grzeszku. Następnie zaczyna tuczyć się na twoim zgorszeniu i poczuciu winy.  Kiedy urośnie wystarczająco, atakuje.

Przejmuje kontrolę, a ty kończysz o 2 w nocy z buzią wysmarowaną resztkami czekolady, niepotrzebną torebką albo trzecią wiertarką. To przynosi ulgę od poczucia winy. Na chwilę. Bo zaczyna się moralniak i zaklęcia „To się więcej nie powtórzy”… Zakończone twoim niby zwycięstwem, a tak naprawdę słodkim ”mniam, mniam, mniam” potworka.

Potworek: Cześć! Może zjemy dziś hamburgera?

Ty: Jestem potworem, skąd u mnie, weganina, takie myśli? Tam krowy i kurczaki giną w męczarniach (poczucie winy).

Potworek: Mmm… mniam, mniam, mniam (Zwiększanie rozmiaru i siły)

Jak widzisz ten nasz pan słodyczowy, zboczony, czy też inny podobny, wszystkie mają jeden ulubiony posiłek, a jest to twoje poczucie winy. Na tym, tak naprawdę, się pasą. Czerpią energię z twojej niechęci i z twojej nienawiści. Taplają się w pogardzie, jak ryba w wodzie. Nie da się z ich zabić. Nie da się ich zniszczyć, nie da się ich pokonać w walce.

Bo im bardziej z nimi walczysz, tym stają się silniejsze…

Communi humana natura monstrum

Zdradzę ci tajemnicę, one wszystkie należą do jednego gatunku. Jego nazwa łacińska brzmi „Communi humana natura monstrum” co  w wolnym tłumaczeniu oznacza: „Pospolity potworek człowieczeństwa”.

Ten sympatyczny stworek, to część twojej cudownej człowieczej natury. To twoje słabostki. Jeśli myślisz, że to tylko twoja przypadłość to, no cóż, źle myślisz. Bo potworek człowieczeństwa mieszka u jakichś 7,5-8 miliardów ludzi, czyli w skrócie, u wszystkich. To część twojej natury. A jeśli myślisz że da się zniszczyć własną naturę, to do zobaczenia o 2 w nocy, w posłaniu ze sreberek po czekoladzie i pustych opakowań po batonikach.

Biada nam! Co robić?

Potworek człowieczeństwa nigdzie się nie wybiera. Potworka nie da się utłuc. Nie da się go zwalczyć, bo on się na tym tuczy. Potworka nie da się usunąć chirurgicznie ani wyleczyć tabletkami. Ale jest inne wyjście…

Zobaczyć go i pokochać. Przygarnąć. Uznać, że jest, będzie i nie wyganiać. Uznać w samym sobie człowieka. Z uśmiechem na ustach przyznać się przed sobą, do własnych słabości. Nie oznacza to, żeby podszeptom od potworka bezmyślnie ulec. Nie. Chodzi o to żeby przyznać i zaakceptować, że są, będą i mają prawo być. Nie oznacza to, że trzeba za nimi podążać. Tylko żeby potraktować je z życzliwością, tak jak traktuje się szczebiot dziecka.

Czyli, kiedy potworek podszeptuje ci jakąś myśl, możesz zareagować oburzeniem i samobiczowaniem. Efekt? On i tak pewnie dostanie czego chce albo utuczysz go poczuciem winy i dostanie to później, jak będzie większy i silniejszy. Możesz też spróbować przywitać go z radością, sympatią i wzruszeniem. Jak dawno nie widzianego przyjaciela, którego znasz od zawsze:

– Wstydź się! Znowu (myślałeś o hamburgerach/spóźniłeś się/ nie trzymałeś diety/ siedziałeś trzy godziny na Fejsbooku/ spędziłeś weekend z Netflixem itd…)co?! Hańba! – krzyczy potworek. W międzyczasie zawiązuje serwetkę pod szyją. I oczekuje z nożem i widelcem na sycącą porcję poczucia winy.

– Oj dawno Cię nie było, Panie stary zgrywusie!

– … – konsternacja potworka.

– Strasznie się cieszę, że Cię słyszę! Co tam u Ciebie?

– … – następuje próba wycofania się do jaskini.

– Muszę Ci coś wyznać… stęskniłem się za Tobą!

– Hańba? – malutki już potworek, cichutkim głosikiem próbuje starych sztuczek.

– Kocham cię Stary!!

– AAAAAaaaaaa……- kochana acz przerażona istotka, ucieka żeby skryć się w zakamarki nieświadomości.

Coś, co żywi się twoją nienawiścią i poczuciem winy, nie potrafi sobie poradzić z twoją akceptacją i życzliwością. Zmniejsza się, traci siłę, i otoczkę grozy. Tylko pamiętaj, to część twojej natury, ona się nigdzie nie wybiera. Jeśli pomyślałeś, że to jest dobra sztuczka na walkę z potworem, że akceptacja jest bronią…To wsłuchaj się … delikatny wietrzyk niesie z jaskini cichutkie, mniam, mniam, mniam.

Wzruszający jest ten nasz ludzki los

Ram Dass, nauczyciel duchowy z linii hinduizmu, podzielił się kiedyś swoją praktyką. Po 20-30 latach bycia nauczycielem i guru. Po długoletniej pracy i walce ze sobą. Kiedy zauważył, że bycie świętym nie zwalnia od spogląda na kobiety, czy tam, że objadł się słodyczami jak degenerat (to jego słowa). Dotarło do niego, że co jak co, ale on naprawdę się starał. I, że co jak co, ale on kurczę, naprawdę był święty. I zrozumiał, że to nie pomogło i nie wyleczyło go z człowieczeństwa…

Kiedy wreszcie to do niego dotarło, przestał się samobiczować i zaczął mawiać: „ jaki wzruszający jest człowiek, którym jestem”. Kiedy zaakceptował, że lubi słodycze. Kiedy dał sobie do tego prawo. Właściwie przestał je jeść. Chociaż, od czasu do czasu zjadł, z pełną miłością do siebie, jakieś potwornie tłuste ciastko.

Jeśli akceptacja jest szczera, jeśli zaakceptujesz i przygarniesz potworka. Jeśli nie będziesz go karmił poczuciem winy i wstydem. W skrócie, jeśli zaakceptujesz, że jesteś tylko człowiekiem, że masz słabości i że wszyscy jakieś mają, on pozostanie z tobą na zawsze, ale nie jako monstrum grozy. Tylko jako słodkie zwierzątko, które, od czasu do czasu, próbuje jakoś psocić.

Tu spróbuje podszeptać ci jakieś okropieństwo. Tam spróbuje podpuścić do samobiczowanka.  A ty, z pobłażliwością i łezką w oku zaśmiejesz się życzliwie, poklepiesz go po pleckach i podrapiesz za uszkiem. A potem wrócisz do swoich spraw. Życie może być znośne. I może się nawet skończyć od czasu do czasu małą czekoladką na diecie … pyszną i bez poczucia winy.

Wzruszający jest ten nasz ludzki los… więc przygarnij potworka.

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak udostępnisz lub zostawisz komentarz:)

Zobacz tez najnowszy wpis.

Share

Witaj w człowieczeństwie!

Czas czytania: 3 min

Wyobraź sobie…

Stoisz na rozstajach dróg, na lewo masz miasto gruszek, na prawo miasto jabłek.
W oddali majaczą się soczyste owoce, głód zaczyna Ci doskwierać, zbliża się wieczór.
Czas podjąć decyzję.
Tylko jeśli pójdziesz po gruszki, to nie spróbujesz jabłek. Jeśli wybierzesz się po jabłka, to nie po gruszki. To straszne myśli.
Zastanówmy się…
Co jest lepsze? Jabłka czy gruszki?
Jabłka są zdrowsze, ale gruszki są słodsze. A czy w którymś z miast jest hodowla ekologiczna?
Ciekawe jakie to odmiany? Jak wypowiadają się eksperci?
Mijają godziny….
Znasz to?
To egzystencjalizm w praktyce.
Witaj w człowieczeństwie!
Populacja 7 miliardów i rośnie!

Wszystko przemija a wybór wyklucza.

Jesteśmy ludźmi, a to oznacza, że podejmujemy decyzje. Jabłka czy gruszki? Niebieskie spodnie czy czarna sukienka?
Marlena czy Ola? Piotrek czy Marcin? Bycie człowiekiem oznacza, że mamy prawo wybierać. Tylko jest haczyk. Mamy obowiązek wybierać. A wiemy, że życie jest skończone i nie starczy nam czasu na wszystko.
I tutaj ogarnia nas egzystencjalny lęk.
Podoba mi się jak ujął to jakiś dawno zmarły mędrzec: „Wszystko przemija a wybór wyklucza”
Kiedy mówię to na głos, od razu czuję, że stoję nad egzystencjalnym urwiskiem.
I jestem przerażony…

Czas na fantazje.

A to nie wszystko ….
Nasz racjonalny umysł chce nam pomoc. Przecież jest internet, są eksperci, tygodniki opinii…
Dlaczego nie zredukować lęku? Przecież warto podjąć dobrą decyzję…
Przecież byłoby mi wstyd gdybym kupił tutaj, a w następnym sklepie byłoby trochę taniej.
Przecież byłoby mi smutno, gdybym poszła na polonistykę, a na rynku pracy za 5 lat byłby popyt na socjolożki.
I tak dalej…
… w naszej owocowej fantazji mija właśnie północ, a my umieramy z głodu na rozstajach, czytając amerykańskie badania o owocach…
Wszyscy to robimy. Ze strachu odkładamy ważne i mniej ważne decyzje, udajemy, że mamy problem z wyborem, przygotowujemy dane, zapętlamy się w szczegółach i fantazjach.
Jednak zrozum…

Zawsze wybierasz.

Wybór z dwóch opcji to wybór między trzema opcjami. Wybieram jabłka, wybieram gruszki lub… nie wybieram nic. Pamiętaj że zastanawianie się czy to jabłka czy gruszki, to tak naprawdę bardzo skomplikowana gra, dzięki której wydaje ci się że nie musisz brać odpowiedzialności za swój wybór.
TO NIE JEST PRAWDA! Wybierasz!
Wybierasz nieświadomie opcję która nazywa się „nie wybieram”
a) Jabłka
b) Gruszki
c) Nie wybieram czyli… Wybieram Nic
Innymi słowy tutaj nie ma żadnego wyboru, zawsze wybierasz , świadomie lub nie. Nie ma ucieczki.
Co jest lepsze? Jabłko, gruszka czy nic? Lepiej się zastanawiać co by było, gdybyś zadzwonił do Małgosi, a nie do Alicji? Czy opłakiwać, że nie zadzwoniłeś do żadnej?
Rusz się bo czas ucieka, a póki się zastanawiasz, to Wybierasz Nic.

Jeśli rozumiesz, że zawsze wybierasz, pamiętaj że Wybieram Nic, wyklucza obie opcje.
Chociaż czasami może to być najlepsza decyzja np. przy problemie jogging czy rower, przy zero stopni, w deszczu.
Podejmij ją świadomie, a oszczędzisz sobie cierpienia.

Stwarzaj a nie wykluczaj!

Co lepiej brzmi?
„Wykluczam jedną opcję i żegnam się z nią”
Czy …
„Daje życie jednej opcji i posmakuję tego, co przyniesie”

Pamiętaj że na razie stoisz na rozstajach i jesteś głodny…
Pomyśl o zaspokojeniu głodu, a nie o podejmowaniu najlepszej decyzji.

Pomyśl o tym co stworzysz swoim wyborem, a nie o tym co stracisz.
O tym czego spróbujesz, a nie o tym, co mogłoby się wydarzyć.
O pójściu z ciekawością i cieszeniu się rzeczywistością, której dasz życie, a nie o tęsknocie za tym co by być mogło.

Wszystko przemija a wybór wyklucza?
Wszystko przemija a wybór kreuje! Bo brak decyzji wyklucza wszystko!

Kiedy mówię to na głos, od razu czuję, że stoję nad egzystencjalnym urwiskiem.
I jestem podekscytowany…bo czuję odpowiedzialność…I chce mi się żyć.

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli chodź trochę Ci się podobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

Share