Opowieść o myśliwym, niedźwiedziu i najbardziej oklepanym tekście, w historii filozofii egzystencjalnej.

Czas czytania: 2 min

Był sobie młody myśliwy Karol. Pewnego razu poszedł na polowanie. Chodził po lesie, aż nagle spotkał niedźwiedzia. Niedźwiedź był niedźwiedziem, wiec ryknął, warknął, stanął na tylnych lapach i rzucił się do ataku.  Karol nie zastanawiał się długo, odwrócił się na piecie i zaczął uciekać. Nie dość szybko jednak. Nagle poczuł na nodze ostre uderzenie niedźwiedzich pazurów. To go zmobilizowało i w końcu uciekł. Dobiegł do wioski…

– Niedźwiedź! Niedźwiedź mnie okaleczył. Rozwalił mi nogę!

Mieszkańcy wioski zbiegli się, żeby zobaczyć naszego poranionego myśliwego.

Karol zaczął krzyczeć z bólu i złorzeczyć na niedźwiedzia i własny los.

Tak był zajęty swoją urazą, że nie miał czasu iść do lekarza, żeby ten opatrzył mu obrażenia. Wdało się zakażenie, rana źle się goiła. Pojawiła się gorączka. Nasz bohater obudził się w domu medyka. Niestety z amputowaną nogą. Kiedy to zobaczył, ogarnęła go wściekłość i żal. Wydał z siebie ryk:

– Dlaczego JA!!???

Przybiegł lekarz, próbował uspokoić naszego bohatera. Pocieszyć, nauczyć go korzystać z protezy.  Bez rezultatu.

Nasz bohater odtrącał wszelką pomoc. Myśli o niesprawiedliwości i przeklętych niedźwiedziach, zajęły go całkowicie. Zaczął żebrać i pić. Pogrążał się w swojej urazie.

Tak wiódł swoje dni. Opowiadając za garść monet, każdemu, kto jeszcze chciał go słuchać, swoją historię… mijały lata.

Któregoś dnia Karola obudziły krzyki i wiwaty z ulicy.

– To Sar!

– Brawo Sar!

Karol otworzył oczy i zobaczył człowieka.

Człowieka bez nogi, z hakiem zamiast ręki, kierującego się w stronę lasu.

Bratnia dusza – pomyślał – ten to mnie zrozumie…

– Jestem Karol, a Ty kim jesteś?

– Jestem Sar.

– Co ci się stało? – spytał nasz były myśliwy.

– Niedźwiedź odgryzł mi rękę i tak mnie poharatał

że lekarz musiał odciąć mi nogę – odparł Sar.

– Rozumiem! Dobrze rozumiem! Cholerny niedźwiedź!

– A ty jak sobie radzisz? – spytał Sar.

– Miałem być myśliwym, ale przez niedźwiedzia straciłem nogę.

Przeklęty niedźwiedź. Jak mam godnie żyć bez nogi?!!

– Hmm to ciekawe, ja idę do lasu polować – powiedział Sar.

– Ale… ale przecież… niedźwiedź odgryzł ci nogę!?

Sar spojrzał mu w oczy i powiedział spokojnie.

– Nie ważne, co z tobą zrobiono, ważne, co Ty zrobisz, z tym, co z tobą zrobiono.

Poprawił protezę, zahaczył kuszę o hak i jak co dzień pokuśtykał do lasu… na polowanie.

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

Share

Jakie to Banalne…

Czas czytania: 3 min

Działo się to w Chinach, kilka tysięcy lat temu…

Sun Tzu jeszcze się nie narodził, Konfucjusz był niemowlakiem, a Lao-Tze, no cóż, był Lao-Tze, więc nie wiadomo właściwie co się z nim działo…

Noc

Poeta Xiao Li siedział w celi śmierci. Podczas jednego ze swoich wystąpień publicznych, nieopatrznie i złośliwie zadrwił z cesarza. Jakieś nieżyczliwe języki doniosły komu trzeba, a cesarskie sądy w tamtych czasach, miały tylko jeden sposób na obrazoburców nefrytowego tronu. Wyrok zapadł szybko i bez odwołania.

Xiao nie mógł się z tym pogodzić, przez głowę przelatywały mu plany epickich tomów, których nie zdążył napisać i marzenia o smaku wina, którego nie zdążył wypić. Rozmyślał nad nieskończonymi manuskryptami i szkicami wierszy, które leżały w szkatułce pod jego łóżkiem.

– Gdybym miał jeszcze czas… choć jeden rok… chociaż miesiąc – myślał z udręką.

Kiwał się na swoim posłaniu, kiedy nagle z przeszywającym „Bonggggg….” uderzył dzwon, zwiastujący północ w cesarskim mieście.

Xiao li zamarł na kilka chwil… nagle, otworzył szeroko oczy i zaśmiał się gromkim śmiechem. Z rękawa wyszarpnął kawałek szaty, a z włosów węgielek do pisania. Gorączkowo zaczął notować. Kiedy skończył, przyjrzał się notatce. 

– Jakie to banalne – powiedział cicho i uśmiechnął się do siebie.

Rozejrzał się po celi. Zauważył pozostawiony tam chleb i wodę. Spokojnie podszedł do miski, usiadł z nią na łóżku i zaczął żuć ze smakiem chleb. Następnie wziął łyk wody, posmakował przez chwilę i wychłeptał ją do końca. Oblizał się jak syty kocur. Wstał, rozprostował się, zrobił z namaszczeniem kilka kroków, kilka oddechów. Następnie spokojnie położył się na łóżku i smacznie zasnął.

Dzień

Następnego dnia, poeta dziarskim krokiem podążył za strażnikami na miejsce kaźni. Podszedł do kata i ukłonił mu się z szacunkiem. Rozejrzał się po świecie. Wziął oddech i z uśmiechem położył głowę pod miecz. Jedno szybkie cięcie zakończyło czas Xiao Li.

Stary kapitan straży, który sprzątał celę po poecie, zobaczył kawałek tkaniny na łóżku. Już miał ją wyrzucić, kiedy ujrzał nakreślone na niej znaki. Był starym kapitanem i umiał czytać, więc tak też się stało, że przeczytał ostatni wiersz Xiao Li.

– Jakie to banalne – pomyślał po lekturze.

Kilka dni później…

Kilka dni później na radzie pałacowej, Cesarz rozważał co zrobić z barbarzyńcami, nękającymi północne prowincje. Wiele już lat wysyłał karne ekspedycje, ale to było jak walka z deszczem. Plemiona uchylały się przed armią cesarza, jak woda przed mieczem. Cesarz poprosił o radę. Jeden z inżynierów cesarskich przedstawił pomysł wielkiego muru.

– A ile to zajmie?! – spytał Cesarz.

– Około 80 lat, Panie – odpowiedział inżynier.

– Jaki sens ma zaczynanie czegoś czego ani ja ani ty, nigdy nie skończymy? – Zastanawiał się na głos Cesarz.

Wtedy do Cesarza podszedł kapitan straży. Szeptał mu chwilę do ucha i wręczył mu kawałek szaty z ostatnim wierszem Xiao li.

– Jakie to banalne – po lekturze, powiedział Cesarz.

Nagle zastygł w bezruchu… Przez chwilę patrzył nad głowami dworzan w odległy punkt sali tronowej… Równie nagle jak zastygł, otrząsnął się i pewnym głosem wydał 2 dekrety… Rozkazał rozpocząć budowę muru i…postawić pomnik Xiao Li.

80 lat później…

80 lat później obecnie panujący Cesarz, wnuk starego cesarza, patrzył na odsłonięcie pomnika Xiao li. Właśnie wypełniał jedno z ostatnich życzeń swego dziada. Jego dziad prosił, aby w dniu ukończenia Wielkiego Muru, postawić pomnik poety, a na cokole wyryć jego ostatni wiersz.

– Jakie to banalne – pomyślał Cesarz, patrząc na cokół pomnika stojącego u stóp wielkiego muru. Następnie, ciepło się do siebie uśmiechnął i odszedł, aby zająć się cesarskimi sprawami…

Na cokole było wyryte:

„Motyl tylko kilka dni, swym pięknem błogosławi łąkę,

Kwiat rozkwita pełnią swego blasku i umiera,

Nieważne ile masz jeszcze czasu,

znaczenie ma tylko, jak go spędzisz…”

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

Share

Nasrudin i rzeka

Czas czytania: 2 min

Pewien człowiek odbywał pielgrzymkę. Szedł właśnie leśną ścieżką niedaleko Indusu,
kiedy z zarośli, od strony rzeki, wybiegł Nasrudin. W ogromnym pośpiechu minął pielgrzyma,
prawie uderzając w niego, trzymanym w ręku, pustym wiadrem. Następnie zniknął po drugiej stronie ścieżki.
Człowiek przystanął zdziwiony, nasłuchując, jak z wielkim hałasem Nasrudin przedziera się przez las.
Dźwięk oddalał się, ucichł na dłuższą chwilę, a następnie zaczął się powoli przybliżać.
Po chwili z zarośli, w pędzie, wybiegł Nasrudin. Krzyknął do pielgrzyma:

-Zejdź mi z drogi! Bardzo się spieszę!

Znów go wyminął, tym razem taszcząc ze sobą wiadro pełne wody.
Pielgrzyma ogarnęła ciekawość, zadumał się na chwilę. I kiedy dumał, znów minął go zdyszany Nasrudin,
znikając w głębi lasu, z pustym wiadrem. Pielgrzym słuchał oddalającego się hałasu. I po chwili, tak jak się spodziewał,
usłyszał Nasrudina przedzierającego się przez las z wiadrem pełnym wody.
Zaczaił się i kiedy zobaczył wyłaniającego się z zarośli biegacza, stanął mu na drodze.

-Stój! Powiedz mi! Co robisz?

-Głupcze nie przeszkadzaj! Nie mam czasu! Mam ważne zadanie!

Pielgrzym chciał spytać, jakie zadanie, ale w tym momencie,
Nasrudin wyrwał się i zniknął w zaroślach. Człowiek pobiegł za nim.
Ledwie nadążył za zdeterminowanym biegaczem. Po chwili dotarli do rzeki.
Pielgrzym ku swemu ogromnemu zdumieniu zobaczył jak, w biegu, Nasrudin chwyta wiadro
i wyuczonym, pewnym ruchem, wylewa całą wodę do leniwie płynącego Indusu, a następnie  obraca się na pięcie
i jak pewnie się domyślacie, znika w lesie. Pielgrzym stanął jak słup soli. Nie umiał zrozumieć tego co widział.
Kiedy Nasrudin znów się pojawił i wylał, nie zatrzymując się, pełne wiadro wody do rzeki, pielgrzym ruszył za nim.
Zrównał się z Nasrudinem. I zaczął pytać:

-Co ty właściwie robisz?
-No jak to, co? Biegnę po wodę do studni!
-Ale czemu to robisz?
-Oczywiście żeby dolać wody do Indusu!
-Ale po co?
-No wiesz, robię to, od jakiegoś czasu.
-Ale, po co?!!
-Jak to, po co?!! Przecież, jeśli przestanę Indus może wyschnąć!
-Ale przecież Indus ma się dobrze, zobacz ile ma wody!
-Noooo… pięknie płynie, ta moja rzeka, ale kto wie, co by się stało gdybym przestał?

A Tobie, czytelniku, jak często wydaje się, że świat się zatrzyma,
jeśli przestaniesz robić te wszystkie „ważne” rzeczy?

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

Share