Psychologiczna Ruletka: Czy Odważysz Się Zaryzykować?

Czas czytania: 3 min

Psychologiczna Ruletka: Czy Odważysz Się Zaryzykować?

Co Wybierasz: Pewność Nieszczęścia Czy Ryzyko Nadziei?

Wyobraź sobie stół do rosyjskiej ruletki, moment, w którym trzymasz w dłoni ciężki, zimny rewolwer. Naprzeciw siedzi ktoś, kto również jest gotów podjąć grę. Możesz wybrać dwie opcje: albo oddajesz broń  i czekasz na strzał z 50% szansą, że przeżyjesz, albo strzelasz do siebie, mając 100% pewności, że padnie śmiertelny strzał.

Co wybierasz? Racjonalny wybór jest prosty- oddając kontrole w tej grze dajesz sobie szanse na przeżycie

Ale,

pozorna pewność pod twoją kontrolą, że spotka Cię coś złego, wydaje się w jakiś sposób łatwiejsza do przyjęcia niż niepewność, która może prowadzić do ocalenia.

Psychologia Wybierania Pewności Kosztem Szczęścia

Ludzie często wchodzą w sytuacje, w których wybierają pewność negatywnego wyniku, zamiast zaryzykować grę o lepszą przyszłość. Wolimy nie odezwać się do nowej ciekawej osoby niż być odrzuconym, wolimy nie wysłać cv i nie znaleźć pracy niż dać sobie szanse…

 Zjawisko to można nazwać psychologiczną ruletką, w której rezygnujemy z szansy na sukces, by uniknąć niepewności. Paradoksalnie, nawet jeśli pewna opcja jest bardzo negatywna, wielu z nas czuje się z tym lepiej, niż gdyby miało zaryzykować i wyjść na plus.

Innymi słowy: choć pewność niesie nieszczęście, wydaje się dla wielu bardziej znośna niż ryzyko, które mogłoby przynieść szansę na ocalenie.

Dlaczego tak się dzieje? Nasz umysł podświadomie boi się rozczarowania. Pewność — nawet ta niekorzystna — daje nam złudzenie kontroli. Wybierając sytuacje, w których na pewno będziemy niezadowoleni, unikamy ryzyka rozczarowania lub wstydu. Czujemy, że mamy wpływ na wynik, chociaż ten wpływ skazuje nas na gorsze życie.

Odwaga w Podejmowaniu Ryzyka albo ryzyko utraty szans na lepsze.

Oczywiście, często wydaje się, że wybór pewności – nawet tej nieprzyjemnej – przynosi spokój, bo unika się rozczarowań czy porażek. Jednak ta „pewność negatywności” to tylko złudzenie. Kiedy odrzucamy możliwość zaryzykowania w imię komfortu, tak naprawdę ryzykujemy coś znacznie cenniejszego – nasze własne szczęście i spełnienie. I rozczarowanie w długim okresie.

Pozostawanie w tej „strefie” to wybór stagnacji, który w dłuższej perspektywie kosztuje nas utratę szans na spełnione życie. Decydując się na bezpieczne, choć negatywne rozwiązania, możemy uniknąć chwilowego lęku przed nieznanym, ale często płacimy za to cenę w postaci utraconych możliwości i niezrealizowanych marzeń. To właśnie podjęcie odważnego kroku i wyjście poza tę iluzoryczną pewność jest prawdziwym kluczem do odkrycia własnego potencjału i budowania życia, które nas uszczęśliwia.

Największe życiowe wygrane często wymagają ryzyka. Życie nie zawsze pozwala nam wybrać opcję, która jest w 100% pewna i pozytywna, ale gdy pojawia się szansa na zmianę — czasem warto postawić na niepewność.  Wybieranie pewności jest zbyt ryzykowne. Bo jeśli nie zaryzykujesz to i tak przegrasz.

Niech ten wpis będzie dla Ciebie inspiracją. Zamiast wybierać bezpieczną, ale negatywną drogę, spróbuj czasem zagrać o coś lepszego. Oddaj pistolet w ręce losu zamiast strzelać sobie wygrane czekają na tych, którzy odważą się zaryzykować.

Michał Szadkowski – O mnie, Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:) Myślę też, że jeżeli to czytasz to przypomnij sobie o tej niewielkiej, rzeczy, która sprawia, że masz delikatne poczucie winy i spróbuj jej chociaż dotknąć lub ją zacząć…

Share

Moc, dobro i zło.

Czas czytania: 5 min

Czyli czego można dowiedzieć się, oglądając z dzieckiem kreskówki.

Ostatnio przytrafiło mi się kilka rzeczy. Po pierwsze, oglądałem z synem jakąś odsłonę Transformersów – Wojna o Cybertron. Muszę przyznać, że seria ciekawie wprowadza nowe odsłony bohaterów znanych mi od dzieciństwa. Megatron i Optimus Prime toczą ze sobą wojnę. Cała historia jest ciekawa przez to, że są starymi towarzyszami broni i przyjaciółmi, a poróżniło ich spojrzenie na filozofię. Obaj deklarują chęć pomocy dla swojego ludu. Obaj chcą być obrońcami. Jednak to, co ich różni to pryncypia. Megatron pragnie mocy, aby chronić swoich poddanych. Optimus, aby ich bronić potrzebuje mocy. Każdy z nich poszukuje artefaktów, aby wyprzedzić drugiego. Niby to samo, ale z tak małej różnicy wynikają ogromne skutki. Dla Megatrona moc i siła, na początku niby jako środek do celu, stają się celem samym w sobie. W rezultacie, ten z początku pełen obowiązku żołnierz, zaczyna używać swoich poddanych, aby osiągnąć wielką moc. Seria pokazuje w dość przekonujący sposób, jak Megatron się degeneruje. Z postaci z dobrymi chęciami zmienia się w potwora używającego własnych poddanych jako przedmiotów (dosłownie).

Optimus Prime właściwie zaczyna w tym samym miejscu co Megatron. Pełen wątpliwości i dobrych chęci przywódca, tylko po drugiej stronie barykady. Jednak autoboty mają zasadę, o którą walczą: „Wszelkie świadome istoty, mają prawo być wolne”. I to ratuje Optimusa, mimo chwil zwątpienia.

Algorytmy YouTube a dobro i zło

Po drugie, chciałem zacząć wprowadzać mojego syna w podstawy pop kultury. Pokazałem mu Luka Skywalkera, Gandalfa i Frodo Baginsa. A przez to algorytm YouTube zaczął mi ostatnio podrzucać ogromną dawkę nerdowskich filmów o Star Wars i Władcy pierścieni. (Muszę przyznać, że w dzisiejszych czasach powinna obowiązywać zasada, „Pokaż mi jakie masz propozycje filmów na YT a powiem ci kim jesteś” :D)

Szczególnie Gwiezdne Wojny Lucasa są godne polecenia do analizy psychologicznej, bo mniej znanym faktem jest, że Lucas pisał pierwszą sagę (IV-VI) na podstawie „Monomitu” Josepha Campbela. „Monomit” to archetypiczna droga bohatera i został stworzony na podstawie analizy Mitologii wszelkich kultur, od inuitów i aborygenów, przez hinduizm po judeo-chrześcijaństwo.

Ciekawe jest spojrzenie na dobro i zło w tych światach. A jest to spojrzenie przez pryzmat mocy i władzy. W gwiezdnych wojnach ta moc nazywa się nawet „Moc” (co uważam za cudowne, bo przecież o to chodzi😊). We Władcy Pierścieni symbolizowana jest przez pierścień władzy, który kusi najpotężniejsze istoty śródziemia. Kusi w wyrafinowany sposób:

-„Skorzystaj ze mnie, pomyśl ile dobra możesz uczynić posiadając taką siłę”

Dobre postaci muszą oprzeć się pokusie. I to, że potrafią się oprzeć wizji mocy, mocy niby dla czynienia dobra, pokazuje ich mądrość i właśnie to, po której stronie stoją, bo wiedzą, że moc dla dobra kończy się mocą dla mocy. Intencje to za mało.

W gwiezdnych wojnach mamy 2 bohaterów, Dartha (Anakina Skywalkera) Vadera i jego syna Luka Skywalkera. Obaj są potężni, jednak Anakin, z troski o ukochaną żonę, daje się skusić ciemnej stronie. Jego mroczny mistrz przekonuje go: „Pomyśl, ile dobra można osiągnąć z taką potęgą”. Jednak ten oparty na dobrych intencjach krok, małe wykorzystanie istot jako przedmiotów a nie podmiotów, jeden kompromis sprawia, że granica decyzji powolutku przesuwa się w stronę mroku. Aż w końcu Anakin kończy jako zbrodniarz i morderca.

To tylko środek do szczytnego celu, potem Cel uświęca środki, a potem liczy się już tylko cel za wszelką cenę…

O naturze zła i komu się lepiej przyjrzeć.

I teraz ciekawostka. Chcę tu napisać o moim olśnieniu.

Ten sam algorytm youtuba zaczął mi podrzucać oprócz styli walki rycerzy Jedi i ekonomii Rohanu, filmiki w stylu „Dlaczego imperator miał rację” lub „Filozofia Saurona”. Po przyjrzeniu się co tam jest w środku, zrozumiałem. Argumenty zła są zawsze takie same.

„Nie ma czegoś takiego jak zło, są tylko punkty widzenia”

„Robię to dla większego dobra”.

„Wiem lepiej niż inni i dlatego dla ich dobra powinienem rządzić”.

„Robię to dla twojego dobra”

I ku mojemu zdziwieniu nawet w nerdowskim światku Gwiezdnych wojen i Władcy pierścieni, ktoś jest w stanie to kupić. Imperator miał rację, może wyrżnął swoich przeciwników, ale zapewnił porządek… Sauron może i robił złe rzeczy, ale dlatego, że był skrzywdzony i nie umiał inaczej.

To nie tyle zło, co bohaterowie tragiczni…

Chcieli dobrze, robili jak umieli, nie możemy oceniać. To dla większego dobra. To dla twojego dobra, bo ja wiem lepiej co jest dla ciebie dobre. W sumie dobro i zło to tylko słowa, zależy, gdzie stoisz, jaką masz historię. Świat nie jest czarno biały, wszystko jest trochę szare….

Dokładnie to samo co …

Natknąłem się ostatnio na cykl wykładów historyka Stephena Kotkina. Kotkin napisał gigantyczną biografię Stalina. Nie szczędził tam szczegółów, naprawdę obserwował i stworzył kompleksową sylwetkę. I najsmutniejsze jest to, że wydaje się, że nawet Stalin nie myślał o sobie, że jest zły. Wydaje się, że naprawdę wierzył w socjalizm i komunizm. Uważał, że jego czyny to tylko środek do celu, który przyniesie później większe dobro. Wynik, to kilkadziesiąt milionów zamordowanych ludzi i niepoliczalna ilość złamanych i przetrąconych żywotów. Dla większego dobra… A zło zależy tylko od punktu widzenia.

I to właśnie jest natura zła

Zło mówi, że to dla większego dobra.

Zło nie mówi, że jest złe. Mówi tylko, że zła nie ma.

-To zależy od punktu widzenia, zrozum motywy, ile jest odcieni szarości, ile dobra możesz osiągnąć dzięki kompromisom, wybierz mniejsze zło. Nie ma nic takiego jak jedna moralność czy prymitywne pojęcia zła. –

Bo gdy to tylko przyjmiesz, to w tle jest też, że skoro nie ma zła, to nie ma też dobra. Jeśli przyjmiesz to rozmycie i ambiwalencje, że nie ma zła i nie ma dobra, to zostaje tylko moc i władza. Bo dzięki temu cele nie są ani dobre, ani złe, środki nie są dobre ani złe. Są tylko skuteczne lub nieskuteczne.  

„Władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie… A wielcy ludzie to z reguły źli ludzie…” – lord Acton

I ostatnie może nie tak mroczne, ale bliższe codzienności zdanie mrocznej strony mocy:

Wiem od ciebie lepiej co jest dla ciebie dobre, i zrobię to dla twojego dobra, czy tego chcesz czy nie.

To zdanie często może opisać postawę młodych terapeutów, którzy naprawdę mają absolutnie czyste intencje. Którzy chcą pomagać, tylko którzy w którymś momencie zapomnieli o czym przestrzegali nasi nauczyciele i najwięksi teoretycy.

„Dobre intencje to za mało. Nie da się komuś zrobić dobrze wbrew jego woli” A co dla mnie najlepiej wyraził akurat Milton Friedman: „Wszelka dobra intencja jest przekreślona przez użycie przymusu, którym chcesz to dobro wprowadzać.”

Więc podsumowując moje olśnienie, jeśli słyszę:

Nie ma moralność, to tylko punkty widzenia i odcienie szarości i kompromisy. To dla większego dobra. To dla twojego dobra, czy tego chcesz czy nie.

To absolutnie natychmiast zapala mi się lampka ostrzegawcza „przyjrzyj się lepiej z kim masz do czynienia” Bo tak właśnie kusi i usprawiedliwia się zło.

I zostaje z takim memento, niech mi na co dzień towarzyszy w pracy, bo o wielu rzeczach można dyskutować, ale o tym nie:

„Każda świadoma istota jest podmiotem, a nie przedmiotem. Jest celem samym w sobie i ma niezbywalne prawo być wolna. Na swoją dolę i niedolę. Nie ma tutaj kompromisów.” – Tak mówi dobro

Michał Szadkowski – O mnie

Drogi czytelniku/czytelniczko skoro dotarłeś już tutaj, będzie mi miło, jak skomentujesz lub udostępnisz:)

Polecam też najnowszy wpis na moim blogu.

Share

Hardware i software. Pochwała człowieka w 700 słowach. Część 2.

Czas czytania: 5 min

Mózg.  Czyli ostateczna rzecz która sprawia, że nasz hardware jest wyjątkowy.

O mózgu i wewnętrznym oprogramowaniu. Język

Setki milionów lat ewolucji wyposażyło nas w 85 miliardów neuronów. I nagle powstaje ostateczny hardware. Kawał sprzętu na którym można uruchomić naprawdę skomplikowane programy. Mózg który ma odpowiednią moc żeby zbierać i opracowywać w czasie rzeczywistym dane z naszych zmysłów i rozsyłać je do układu nerwowego. I w drugą stronę. Z ciała i potrzeb do zmysłów. Np. nasz wzrok działa tak, że widzimy zadaniowo. Oznacza to, że gdy czujemy głód, to zauważamy na ulicy piekarnie i restauracje. A kiedy potrzebujemy toalety, to zauważamy znak WC.

Cały ten zestaw ciała, mózgu i zmysłów jest doskonale przystosowany do środowiska łowiecko zbierackiego. Wbudowany system instynktów, odruchów warunkowych i podstawowego ewolucyjnego oprogramowania, pozwalał lecieć wtedy na autopilocie przez życie bez większego zastanawiania, bo jak mówi Profesor Jerzy Vetulani: „Mózg wyewoluował jako narzędzie do przeżycia a nie do myślenia” ale…

Język

ale… nagle okazuje się, że ten sprzęt pozwala uruchomić język. Skomplikowany abstrakcyjny system do komunikacji między osobnikami, do komunikowania różnych przekazów kulturowych. System do analizy z abstrakcyjnego poziomu, takich rzeczy jak społeczeństwo, kultura, kosmologia i technologia.

A także zdolny do samo programowania się.  Innymi słowy mózg oprócz świetnego narzędzia z ewolucyjną porcją programów zawartych, że tak powiem fabrycznie, stał się też sprzętem, na którym można było uruchomić nieskończoną ilość programów (software`u). Ewolucja przeniosła się z powolnej genetycznej ślamazarności, w nieskończenie szybszy poziom software. I to software, który można przekazać młodym osobnikom. Dzięki temu następne pokolenie nie zaczyna od zera, a z poziomu rozwoju, do którego doszło poprzednie. Oczywiście z pewnym kosztem edukacyjnym.

Z drugiej strony znanym faktem jest, że jak ktoś już wymyśli koło, to cała reszta chwyta o co w tym chodzi bardzo szybko. Np. teoria względności Einsteina lub mechanika kwantowa, były znane przed 2 wojną światową tylko kilku naprawdę wybitnym umysłom. Wymyślenie i opanowanie ich zajęło im większą część karier.

Natomiast teraz jest tak, że te tematy studenci poznają na pierwszym lub 2 roku fizyki, chemii i większości nauk ścisłych. A podejrzewam, że mało kto w Polsce nie słyszał o teorii względności. Stała się to więc w pewnym sensie wiedza potoczna. I nowi geniusze będą wymyślać coś jeszcze bardziej skomplikowanego korzystając już z tych cegiełek.

A to wszystko dzięki temu, że potrafimy używać, a także uczyć się nowych słów i języków( takich jak np. angielski lub matematyka) przez całe życie.

O kulturze

Kultura to nic innego jak pewne językowe oprogramowanie. System zakazów i nakazów. Wskazówek i odpowiedzi na pytania, JEŻELI jesteś w takiej sytuacji TO co robić.

Jak traktować swoich i obcych? Kto jest swój, a kto jest obcy? Co jeść? np. Jeśli jesteś głodny i widzisz czerwonego grzyba z białymi plamkami, to czy to dobry pomysł, czy Światowid jednak się na ciebie obrazi…

Kultury ewoluują w takim samym stopniu jak organizmy, tylko o wiele szybciej….

Czyli innymi słowy, znów mamy przykład jak powolny proces ewolucyjny doprowadził nas do miejsca w którym dostosowanie się do warunków otoczenia może przebiegać o wiele szybciej. Nie z pokolenia na pokolenie, tylko na poziomie osobnika. A następne pokolenie mimo braku różnic fizjologicznych, dzięki cywilizacji zawartej w języku, może zacząć stopień wyżej.

Ewolucja na poziomie software.

Chce tu napisać dwie rzeczy, że zmiana przeniosła się na poziom kulturowy i technologiczny (software`u). A druga sprawa, że nasz hardware właściwie się nie zmienił w czasie gdy my przeszliśmy od jaskiń przez rolnictwo aż do poziomu energii nuklearnej, Internetu i lotów w kosmos. Gdzie umiemy już nie tylko dostosować się do środowiska, ale przebudowujemy środowisko pod nasze potrzeby. I to w niewiarygodnym tempie.

W mgnieniu ewolucyjnego oka ( 50-70 tysięcy lat w ewolucji to czas niezauważalny), człowiek dochodzi do poziomu gdzie jego technika jest właściwie nierozróżnialna od magii. Nieustanne są zmiany kulturalne. Czyli nasz software zmienia się nieustannie, ale nasz hardware został na poziomie naszego przodka, mieszkańca afrykańskiej sawanny. Nie było właściwie ewolucyjnego czasu, żeby coś znaczącego zmieniło się w instynktach, np. w podstawowych reakcjach walcz lub uciekaj, lub w potrzebach. Wystarczy dodać, że człowiek urodzony powiedzmy 10 tysięcy lat temu, który jakimś cudem w wieku niemowlęcym zostałby przeniesiony do współczesności, byłby nie do rozróżnienia w żaden sposób od nas. Dlatego trwają prace w różnych dziedzinach nad człowiekiem, i stąd ten koncept hardware i software.

No to natura czy wychowanie?

Moim osobistym zdaniem, żeby zrozumieć siebie w pełni nie powinniśmy poniechać żadnej strony naszej istoty. Nie rodzimy się czystą kartą. Mamy mnóstwo hardware`u i podstawowego oprogramowania. To jest nasz wewnętrzny system. I on jest niezmienny od wielu tysięcy lat. Puki ludzie mają śledzionę serce i wątrobę, określoną fizyczną budowę, będą mieli podobny świat wewnętrzny. „Anthropos” jak powiada Joseph Campbell. Świat archetypów jak powiada C.G. Jung. Podświadomość jak powiada Psychoanaliza. Reakcje fizjologiczne. Cykle hormonalne. Reakcje, które omijają w swoim działaniu płat czołowy. Ignorować to można tylko na własną zgubę.

Ale,

Nie jesteśmy tylko wynikiem naszych instynktów i podświadomości. Gdyż oczywiste jest, że podświadomość i wewnętrzne oprogramowanie wchodzi w interakcję ze światem zewnętrznym. I świat zewnętrzny może wpływać i modyfikować stare systemy na nowy sposób. Jesteśmy też w stanie sami zerknąć w siebie i zobaczyć nasze wewnętrzne procesy. Czy to samotnie podczas medytacji czy to podczas terapii w dialogu z drugim człowiekiem (a najlepiej obie rzeczy).

Dzięki tej jednej cesze, czyli abstrakcyjnemu językowi. Jesteśmy w stanie oddziaływać na siebie (nawet na siebie samych), w sposób o skale wielkości bardziej skuteczny, niż cokolwiek co do tej pory wymyśliła ewolucja. Jednak tylko do pewnego miejsca, ograniczonego przez jakiś rodzaj samej fizyczności.

Może nie mamy wpływu na to, jak wygląda cykl produkcji adrenaliny w sytuacji zagrożenia, ale możemy mieć poznawczy wpływ na to, jaką sytuacje postrzegamy jako sytuacje zagrożenia .

I to, i to.

W debacie czy my jako ludzie (i nasze mózgi), jesteśmy czystą kartką możliwą
do zapisania, jak tylko naszym rodzicom i społeczeństwu się podoba, czy też
mamy ściśle określoną naturę, zajmuje dość jasne stanowisko. Mianowicie: I to i
to. W wielu kwestiach, naprawdę wielu kwestiach, my jako ludzie możemy się
uczyć i naprawdę ma znaczenie, co na tych pustych kartkach się znajdzie. Jednak
w wielu kwestiach rodzimy się z określoną naturą.

Michał Szadkowski – O mnie, Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)

https://www.youtube.com/watch?v=sRv19gkZ4E0 – o Eboli

https://www.youtube.com/watch?v=zQGOcOUBi6s –  a tu o okładzie odpornościowym.

https://www.youtube.com/watch?v=NNnIGh9g6fA&list=PL848F2368C90DDC3D – Human Behavioral Biology Robert Sapolsky

Share

Jakie to Banalne…

Czas czytania: 3 min

Działo się to w Chinach, kilka tysięcy lat temu…

Sun Tzu jeszcze się nie narodził, Konfucjusz był niemowlakiem, a Lao-Tze, no cóż, był Lao-Tze, więc nie wiadomo właściwie co się z nim działo…

Noc

Poeta Xiao Li siedział w celi śmierci. Podczas jednego ze swoich wystąpień publicznych, nieopatrznie i złośliwie zadrwił z cesarza. Jakieś nieżyczliwe języki doniosły komu trzeba, a cesarskie sądy w tamtych czasach, miały tylko jeden sposób na obrazoburców nefrytowego tronu. Wyrok zapadł szybko i bez odwołania.

Xiao nie mógł się z tym pogodzić, przez głowę przelatywały mu plany epickich tomów, których nie zdążył napisać i marzenia o smaku wina, którego nie zdążył wypić. Rozmyślał nad nieskończonymi manuskryptami i szkicami wierszy, które leżały w szkatułce pod jego łóżkiem.

– Gdybym miał jeszcze czas… choć jeden rok… chociaż miesiąc – myślał z udręką.

Kiwał się na swoim posłaniu, kiedy nagle z przeszywającym „Bonggggg….” uderzył dzwon, zwiastujący północ w cesarskim mieście.

Xiao li zamarł na kilka chwil… nagle, otworzył szeroko oczy i zaśmiał się gromkim śmiechem. Z rękawa wyszarpnął kawałek szaty, a z włosów węgielek do pisania. Gorączkowo zaczął notować. Kiedy skończył, przyjrzał się notatce. 

– Jakie to banalne – powiedział cicho i uśmiechnął się do siebie.

Rozejrzał się po celi. Zauważył pozostawiony tam chleb i wodę. Spokojnie podszedł do miski, usiadł z nią na łóżku i zaczął żuć ze smakiem chleb. Następnie wziął łyk wody, posmakował przez chwilę i wychłeptał ją do końca. Oblizał się jak syty kocur. Wstał, rozprostował się, zrobił z namaszczeniem kilka kroków, kilka oddechów. Następnie spokojnie położył się na łóżku i smacznie zasnął.

Dzień

Następnego dnia, poeta dziarskim krokiem podążył za strażnikami na miejsce kaźni. Podszedł do kata i ukłonił mu się z szacunkiem. Rozejrzał się po świecie. Wziął oddech i z uśmiechem położył głowę pod miecz. Jedno szybkie cięcie zakończyło czas Xiao Li.

Stary kapitan straży, który sprzątał celę po poecie, zobaczył kawałek tkaniny na łóżku. Już miał ją wyrzucić, kiedy ujrzał nakreślone na niej znaki. Był starym kapitanem i umiał czytać, więc tak też się stało, że przeczytał ostatni wiersz Xiao Li.

– Jakie to banalne – pomyślał po lekturze.

Kilka dni później…

Kilka dni później na radzie pałacowej, Cesarz rozważał co zrobić z barbarzyńcami, nękającymi północne prowincje. Wiele już lat wysyłał karne ekspedycje, ale to było jak walka z deszczem. Plemiona uchylały się przed armią cesarza, jak woda przed mieczem. Cesarz poprosił o radę. Jeden z inżynierów cesarskich przedstawił pomysł wielkiego muru.

– A ile to zajmie?! – spytał Cesarz.

– Około 80 lat, Panie – odpowiedział inżynier.

– Jaki sens ma zaczynanie czegoś czego ani ja ani ty, nigdy nie skończymy? – Zastanawiał się na głos Cesarz.

Wtedy do Cesarza podszedł kapitan straży. Szeptał mu chwilę do ucha i wręczył mu kawałek szaty z ostatnim wierszem Xiao li.

– Jakie to banalne – po lekturze, powiedział Cesarz.

Nagle zastygł w bezruchu… Przez chwilę patrzył nad głowami dworzan w odległy punkt sali tronowej… Równie nagle jak zastygł, otrząsnął się i pewnym głosem wydał 2 dekrety… Rozkazał rozpocząć budowę muru i…postawić pomnik Xiao Li.

80 lat później…

80 lat później obecnie panujący Cesarz, wnuk starego cesarza, patrzył na odsłonięcie pomnika Xiao li. Właśnie wypełniał jedno z ostatnich życzeń swego dziada. Jego dziad prosił, aby w dniu ukończenia Wielkiego Muru, postawić pomnik poety, a na cokole wyryć jego ostatni wiersz.

– Jakie to banalne – pomyślał Cesarz, patrząc na cokół pomnika stojącego u stóp wielkiego muru. Następnie, ciepło się do siebie uśmiechnął i odszedł, aby zająć się cesarskimi sprawami…

Na cokole było wyryte:

„Motyl tylko kilka dni, swym pięknem błogosławi łąkę,

Kwiat rozkwita pełnią swego blasku i umiera,

Nieważne ile masz jeszcze czasu,

znaczenie ma tylko, jak go spędzisz…”

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

Share

Nasrudin i rzeka

Czas czytania: 2 min

Pewien człowiek odbywał pielgrzymkę. Szedł właśnie leśną ścieżką niedaleko Indusu,
kiedy z zarośli, od strony rzeki, wybiegł Nasrudin. W ogromnym pośpiechu minął pielgrzyma,
prawie uderzając w niego, trzymanym w ręku, pustym wiadrem. Następnie zniknął po drugiej stronie ścieżki.
Człowiek przystanął zdziwiony, nasłuchując, jak z wielkim hałasem Nasrudin przedziera się przez las.
Dźwięk oddalał się, ucichł na dłuższą chwilę, a następnie zaczął się powoli przybliżać.
Po chwili z zarośli, w pędzie, wybiegł Nasrudin. Krzyknął do pielgrzyma:

-Zejdź mi z drogi! Bardzo się spieszę!

Znów go wyminął, tym razem taszcząc ze sobą wiadro pełne wody.
Pielgrzyma ogarnęła ciekawość, zadumał się na chwilę. I kiedy dumał, znów minął go zdyszany Nasrudin,
znikając w głębi lasu, z pustym wiadrem. Pielgrzym słuchał oddalającego się hałasu. I po chwili, tak jak się spodziewał,
usłyszał Nasrudina przedzierającego się przez las z wiadrem pełnym wody.
Zaczaił się i kiedy zobaczył wyłaniającego się z zarośli biegacza, stanął mu na drodze.

-Stój! Powiedz mi! Co robisz?

-Głupcze nie przeszkadzaj! Nie mam czasu! Mam ważne zadanie!

Pielgrzym chciał spytać, jakie zadanie, ale w tym momencie,
Nasrudin wyrwał się i zniknął w zaroślach. Człowiek pobiegł za nim.
Ledwie nadążył za zdeterminowanym biegaczem. Po chwili dotarli do rzeki.
Pielgrzym ku swemu ogromnemu zdumieniu zobaczył jak, w biegu, Nasrudin chwyta wiadro
i wyuczonym, pewnym ruchem, wylewa całą wodę do leniwie płynącego Indusu, a następnie  obraca się na pięcie
i jak pewnie się domyślacie, znika w lesie. Pielgrzym stanął jak słup soli. Nie umiał zrozumieć tego co widział.
Kiedy Nasrudin znów się pojawił i wylał, nie zatrzymując się, pełne wiadro wody do rzeki, pielgrzym ruszył za nim.
Zrównał się z Nasrudinem. I zaczął pytać:

-Co ty właściwie robisz?
-No jak to, co? Biegnę po wodę do studni!
-Ale czemu to robisz?
-Oczywiście żeby dolać wody do Indusu!
-Ale po co?
-No wiesz, robię to, od jakiegoś czasu.
-Ale, po co?!!
-Jak to, po co?!! Przecież, jeśli przestanę Indus może wyschnąć!
-Ale przecież Indus ma się dobrze, zobacz ile ma wody!
-Noooo… pięknie płynie, ta moja rzeka, ale kto wie, co by się stało gdybym przestał?

A Tobie, czytelniku, jak często wydaje się, że świat się zatrzyma,
jeśli przestaniesz robić te wszystkie „ważne” rzeczy?

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

Share

Witaj w człowieczeństwie!

Czas czytania: 3 min

Wyobraź sobie…

Stoisz na rozstajach dróg, na lewo masz miasto gruszek, na prawo miasto jabłek.
W oddali majaczą się soczyste owoce, głód zaczyna Ci doskwierać, zbliża się wieczór.
Czas podjąć decyzję.
Tylko jeśli pójdziesz po gruszki, to nie spróbujesz jabłek. Jeśli wybierzesz się po jabłka, to nie po gruszki. To straszne myśli.
Zastanówmy się…
Co jest lepsze? Jabłka czy gruszki?
Jabłka są zdrowsze, ale gruszki są słodsze. A czy w którymś z miast jest hodowla ekologiczna?
Ciekawe jakie to odmiany? Jak wypowiadają się eksperci?
Mijają godziny….
Znasz to?
To egzystencjalizm w praktyce.
Witaj w człowieczeństwie!
Populacja 7 miliardów i rośnie!

Wszystko przemija a wybór wyklucza.

Jesteśmy ludźmi, a to oznacza, że podejmujemy decyzje. Jabłka czy gruszki? Niebieskie spodnie czy czarna sukienka?
Marlena czy Ola? Piotrek czy Marcin? Bycie człowiekiem oznacza, że mamy prawo wybierać. Tylko jest haczyk. Mamy obowiązek wybierać. A wiemy, że życie jest skończone i nie starczy nam czasu na wszystko.
I tutaj ogarnia nas egzystencjalny lęk.
Podoba mi się jak ujął to jakiś dawno zmarły mędrzec: „Wszystko przemija a wybór wyklucza”
Kiedy mówię to na głos, od razu czuję, że stoję nad egzystencjalnym urwiskiem.
I jestem przerażony…

Czas na fantazje.

A to nie wszystko ….
Nasz racjonalny umysł chce nam pomoc. Przecież jest internet, są eksperci, tygodniki opinii…
Dlaczego nie zredukować lęku? Przecież warto podjąć dobrą decyzję…
Przecież byłoby mi wstyd gdybym kupił tutaj, a w następnym sklepie byłoby trochę taniej.
Przecież byłoby mi smutno, gdybym poszła na polonistykę, a na rynku pracy za 5 lat byłby popyt na socjolożki.
I tak dalej…
… w naszej owocowej fantazji mija właśnie północ, a my umieramy z głodu na rozstajach, czytając amerykańskie badania o owocach…
Wszyscy to robimy. Ze strachu odkładamy ważne i mniej ważne decyzje, udajemy, że mamy problem z wyborem, przygotowujemy dane, zapętlamy się w szczegółach i fantazjach.
Jednak zrozum…

Zawsze wybierasz.

Wybór z dwóch opcji to wybór między trzema opcjami. Wybieram jabłka, wybieram gruszki lub… nie wybieram nic. Pamiętaj że zastanawianie się czy to jabłka czy gruszki, to tak naprawdę bardzo skomplikowana gra, dzięki której wydaje ci się że nie musisz brać odpowiedzialności za swój wybór.
TO NIE JEST PRAWDA! Wybierasz!
Wybierasz nieświadomie opcję która nazywa się „nie wybieram”
a) Jabłka
b) Gruszki
c) Nie wybieram czyli… Wybieram Nic
Innymi słowy tutaj nie ma żadnego wyboru, zawsze wybierasz , świadomie lub nie. Nie ma ucieczki.
Co jest lepsze? Jabłko, gruszka czy nic? Lepiej się zastanawiać co by było, gdybyś zadzwonił do Małgosi, a nie do Alicji? Czy opłakiwać, że nie zadzwoniłeś do żadnej?
Rusz się bo czas ucieka, a póki się zastanawiasz, to Wybierasz Nic.

Jeśli rozumiesz, że zawsze wybierasz, pamiętaj że Wybieram Nic, wyklucza obie opcje.
Chociaż czasami może to być najlepsza decyzja np. przy problemie jogging czy rower, przy zero stopni, w deszczu.
Podejmij ją świadomie, a oszczędzisz sobie cierpienia.

Stwarzaj a nie wykluczaj!

Co lepiej brzmi?
„Wykluczam jedną opcję i żegnam się z nią”
Czy …
„Daje życie jednej opcji i posmakuję tego, co przyniesie”

Pamiętaj że na razie stoisz na rozstajach i jesteś głodny…
Pomyśl o zaspokojeniu głodu, a nie o podejmowaniu najlepszej decyzji.

Pomyśl o tym co stworzysz swoim wyborem, a nie o tym co stracisz.
O tym czego spróbujesz, a nie o tym, co mogłoby się wydarzyć.
O pójściu z ciekawością i cieszeniu się rzeczywistością, której dasz życie, a nie o tęsknocie za tym co by być mogło.

Wszystko przemija a wybór wyklucza?
Wszystko przemija a wybór kreuje! Bo brak decyzji wyklucza wszystko!

Kiedy mówię to na głos, od razu czuję, że stoję nad egzystencjalnym urwiskiem.
I jestem podekscytowany…bo czuję odpowiedzialność…I chce mi się żyć.

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli chodź trochę Ci się podobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

Share