Psychologiczna Ruletka: Czy Odważysz Się Zaryzykować?

Czas czytania: 2 min

Psychologiczna Ruletka: Czy Odważysz Się Zaryzykować?

Co Wybierasz: Pewność Nieszczęścia Czy Ryzyko Nadziei?

Wyobraź sobie stół do rosyjskiej ruletki. Trzymasz w dłoni ciężki, zimny rewolwer. Naprzeciwko siedzi ktoś, kto również jest gotów podjąć grę. Masz dwa wyjścia:

  1. Oddać broń i czekać na strzał – masz 50% szans na przeżycie.
  2. Strzelić do siebie – masz 100% pewności, że padnie śmiertelny strzał.

Co wybierasz? Racjonalna odpowiedź wydaje się oczywista: oddając kontrolę, dajesz sobie szansę na przeżycie.

Ale…

Pozorna pewność, nawet jeśli oznacza coś złego, wydaje się łatwiejsza do zaakceptowania niż niepewność, która może prowadzić do ocalenia.


Psychologia Wybierania Pewności Kosztem Szczęścia

Ludzie często wybierają gwarantowane niepowodzenie zamiast ryzykować lepszą przyszłość. Wolimy nie odezwać się do interesującej osoby, by uniknąć ewentualnego odrzucenia. Wolimy nie wysyłać CV, by nie doświadczyć porażki.

To zjawisko można nazwać psychologiczną ruletką – rezygnujemy z szansy na sukces, by uniknąć niepewności. Paradoksalnie, nawet jeśli „pewna” opcja jest negatywna, daje nam złudzenie kontroli, a to często wystarcza, byśmy czuli się bezpieczniej.

Innymi słowy: pewność nieszczęścia jest dla wielu bardziej znośna niż ryzyko.

Skąd to się bierze? Nasz umysł boi się rozczarowania. Pewność – nawet jeśli oznacza coś złego – daje nam poczucie kontroli. Jeśli z góry skazujemy się na porażkę, unikamy ryzyka odrzucenia, wstydu, zawodu. Czujemy, że mamy wpływ na wynik, chociaż ten wpływ skazuje nas na gorsze życie. Tyle że ten „komfort” ma swoją cenę.


Odwaga w Podejmowaniu Ryzyka vs. Ryzyko Utraty Szczęścia

Wybór pewności – nawet tej nieprzyjemnej – może wydawać się rozsądny, bo pozwala uniknąć rozczarowań i porażek. Ale to tylko złudzenie.

Unikając ryzyka, tak naprawdę ryzykujemy coś znacznie cenniejszego – własne szczęście i spełnienie.

Oczywiście, często wydaje się, że wybór pewności – nawet tej nieprzyjemnej – przynosi spokój, bo unika się rozczarowań czy porażek. Jednak ta „pewność negatywności” to tylko złudzenie. Kiedy odrzucamy możliwość zaryzykowania w imię komfortu, tak naprawdę ryzykujemy coś znacznie cenniejszego – nasze własne szczęście i spełnienie. I rozczarowanie w długim okresie.

Największe życiowe wygrane wymagają ryzyka. Nie zawsze możemy wybrać opcję w 100% bezpieczną i pozytywną, ale gdy pojawia się szansa na zmianę – czasem warto postawić na niepewność.

Paradoksalnie, wybieranie „pewnego nieszczęścia” jest najbardziej ryzykowną decyzją, jaką można podjąć.

Bo jeśli nie zaryzykujesz – przegrasz na pewno.

Niech ten tekst będzie dla Ciebie inspiracją. Zamiast wybierać bezpieczną, ale negatywną drogę, spróbuj czasem zagrać o coś lepszego. Oddaj pistolet w ręce losu – bo wygrana czeka na tych, którzy odważą się zaryzykować.

Michał Szadkowski – O mnie, Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)

Share

Tłusty kreatywny kot

Czas czytania: 3 min

Tłusty kreatywny kot.

Pewnego ciepłego, słonecznego dnia przechodziłem obok ogrodu, gdzie na trawie wylegiwał się duży, gruby kot. Wydawał się całkowicie zrelaksowany, jakby świat wokół niego nie istniał. Leżał na plecach, wyciągnięty na słońcu, z zamkniętymi oczami, mrucząc cicho pod nosem. Obserwując go, zacząłem zastanawiać się nad tym, jakie są jego potrzeby – upolowana myszka, odrobina słońca, ciepło i spokój. Kot, mimo swojej widocznej beztroski, wydawał się w pełni usatysfakcjonowany tym, co oferował mu ten moment. Wtedy pomyślałem, jakie potrzeby musi zaspokoić człowiek, żeby mógł tak samo beztrosko wylegiwać się na słońcu.

Zaciekawiła mnie odpowiedź, która przyszła mi do głowy. Człowiek, oprócz podstawowych potrzeb, takich jak jedzenie, spanie, prokreacja, ruch czy przynależność do społeczności, ma jeszcze jedną fundamentalną potrzebę – kreację.


Kilka słów o kreacji…


Czym właściwie jest kreacja lub kreatywność? Zazwyczaj kojarzymy ją z artystami, z twórcami dzieł sztuki, ale moim zdaniem, profesjonalny artysta to jedynie wierzchołek góry lodowej. Każdy namalowany obrazek, stworzona foto książka, domek z lego, lub aranżacja domowego wystroju to przejaw tej samej potrzeby.

Kreatywność nie jest elitarną umiejętnością; to uniwersalna POTRZEBA każdego człowieka. Często wyrażana nawet w prostych, codziennych zadaniach.

Pracownicy korporacji czasem żartują: „Gdybym pracował w fabryce, to przynajmniej widziałbym, ile telewizorów skręciłem albo ile puszek zamknąłem.” Jest to pewien rodzaj tęsknoty za tym o czym piszę.

Natomiast pracownicy umysłowi nie powinni się tym martwić – jest szansa znaleźć w naszych codziennych zadaniach miejsce na wyrażanie i tworzenie, może nie w każdej fakturze, ale zawsze jest szansa.

Przykładowo, kiedyś widziałem znajomego z pracy, analityka, który robił prezentację. Z jaką starannością dopieszczał formatowanie, kolory i slajdy. Nie wynikało to z perfekcjonizmu, ale z radości, którą czerpał z samego procesu tworzenia – chciał, aby jego praca była nie tylko dobra, ale też estetyczna, może nawet piękna.

Człowiek jako istota kreatywna
Myślę o wszystkich mechanikach, hydraulikach, malarzach, kucharzach, twórcach biżuterii, adeptach kaligrafii czy muzykach. Każdy z nas, niezależnie od zawodu, czerpie satysfakcję z tworzenia czegoś nowego – czegoś, co wcześniej nie istniało i nie jest wynikiem jedynie prostej wymiany materii.

Jako ludzie kreujemy i mamy potrzebę tworzenia, tak jak chomiki mają potrzebę biegania przez określoną ilość czasu…

Kreujemy i nie ważne czy to raport miesięczny, naprawiony zlew, zwykły obiad podany rodzinie czy też akwarela 20x30cm.

Nadzieja i przestroga
Jeśli wydaje Ci się, że możesz po prostu wstać rano i wylegiwać się w słońcu jak kot, biada Ci, istoto kreatywna. Twój potencjał nie pozwoli Ci na to. Nie da Ci spokoju, nie będzie z Tobą negocjował i nie pozwoli Ci odpocząć, dopóki nie zasłużysz na to poprzez tworzenie – czy to skręcając szafkę, dobierając garderobę czy pisząc wiersz. Dopiero wtedy, po zaspokojeniu tej potrzeby, możesz w pełni spokojnie odpocząć na słońcu.

Michał Szadkowski – O mnie, Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:) Myślę też, że jeżeli to czytasz to przypomnij sobie o tej niewielkiej, rzeczy, która sprawia, że masz delikatne poczucie winy i spróbuj jej chociaż dotknąć lub ją zacząć…

Share

Moc, dobro i zło.

Czas czytania: 5 min

Czyli czego można dowiedzieć się, oglądając z dzieckiem kreskówki.

Ostatnio przytrafiło mi się kilka rzeczy. Po pierwsze, oglądałem z synem jakąś odsłonę Transformersów – Wojna o Cybertron. Muszę przyznać, że seria ciekawie wprowadza nowe odsłony bohaterów znanych mi od dzieciństwa. Megatron i Optimus Prime toczą ze sobą wojnę. Cała historia jest ciekawa przez to, że są starymi towarzyszami broni i przyjaciółmi, a poróżniło ich spojrzenie na filozofię. Obaj deklarują chęć pomocy dla swojego ludu. Obaj chcą być obrońcami. Jednak to, co ich różni to pryncypia. Megatron pragnie mocy, aby chronić swoich poddanych. Optimus, aby ich bronić potrzebuje mocy. Każdy z nich poszukuje artefaktów, aby wyprzedzić drugiego. Niby to samo, ale z tak małej różnicy wynikają ogromne skutki. Dla Megatrona moc i siła, na początku niby jako środek do celu, stają się celem samym w sobie. W rezultacie, ten z początku pełen obowiązku żołnierz, zaczyna używać swoich poddanych, aby osiągnąć wielką moc. Seria pokazuje w dość przekonujący sposób, jak Megatron się degeneruje. Z postaci z dobrymi chęciami zmienia się w potwora używającego własnych poddanych jako przedmiotów (dosłownie).

Optimus Prime właściwie zaczyna w tym samym miejscu co Megatron. Pełen wątpliwości i dobrych chęci przywódca, tylko po drugiej stronie barykady. Jednak autoboty mają zasadę, o którą walczą: „Wszelkie świadome istoty, mają prawo być wolne”. I to ratuje Optimusa, mimo chwil zwątpienia.

Algorytmy YouTube a dobro i zło

Po drugie, chciałem zacząć wprowadzać mojego syna w podstawy pop kultury. Pokazałem mu Luka Skywalkera, Gandalfa i Frodo Baginsa. A przez to algorytm YouTube zaczął mi ostatnio podrzucać ogromną dawkę nerdowskich filmów o Star Wars i Władcy pierścieni. (Muszę przyznać, że w dzisiejszych czasach powinna obowiązywać zasada, „Pokaż mi jakie masz propozycje filmów na YT a powiem ci kim jesteś” :D)

Szczególnie Gwiezdne Wojny Lucasa są godne polecenia do analizy psychologicznej, bo mniej znanym faktem jest, że Lucas pisał pierwszą sagę (IV-VI) na podstawie „Monomitu” Josepha Campbela. „Monomit” to archetypiczna droga bohatera i został stworzony na podstawie analizy Mitologii wszelkich kultur, od inuitów i aborygenów, przez hinduizm po judeo-chrześcijaństwo.

Ciekawe jest spojrzenie na dobro i zło w tych światach. A jest to spojrzenie przez pryzmat mocy i władzy. W gwiezdnych wojnach ta moc nazywa się nawet „Moc” (co uważam za cudowne, bo przecież o to chodzi😊). We Władcy Pierścieni symbolizowana jest przez pierścień władzy, który kusi najpotężniejsze istoty śródziemia. Kusi w wyrafinowany sposób:

-„Skorzystaj ze mnie, pomyśl ile dobra możesz uczynić posiadając taką siłę”

Dobre postaci muszą oprzeć się pokusie. I to, że potrafią się oprzeć wizji mocy, mocy niby dla czynienia dobra, pokazuje ich mądrość i właśnie to, po której stronie stoją, bo wiedzą, że moc dla dobra kończy się mocą dla mocy. Intencje to za mało.

W gwiezdnych wojnach mamy 2 bohaterów, Dartha (Anakina Skywalkera) Vadera i jego syna Luka Skywalkera. Obaj są potężni, jednak Anakin, z troski o ukochaną żonę, daje się skusić ciemnej stronie. Jego mroczny mistrz przekonuje go: „Pomyśl, ile dobra można osiągnąć z taką potęgą”. Jednak ten oparty na dobrych intencjach krok, małe wykorzystanie istot jako przedmiotów a nie podmiotów, jeden kompromis sprawia, że granica decyzji powolutku przesuwa się w stronę mroku. Aż w końcu Anakin kończy jako zbrodniarz i morderca.

To tylko środek do szczytnego celu, potem Cel uświęca środki, a potem liczy się już tylko cel za wszelką cenę…

O naturze zła i komu się lepiej przyjrzeć.

I teraz ciekawostka. Chcę tu napisać o moim olśnieniu.

Ten sam algorytm youtuba zaczął mi podrzucać oprócz styli walki rycerzy Jedi i ekonomii Rohanu, filmiki w stylu „Dlaczego imperator miał rację” lub „Filozofia Saurona”. Po przyjrzeniu się co tam jest w środku, zrozumiałem. Argumenty zła są zawsze takie same.

„Nie ma czegoś takiego jak zło, są tylko punkty widzenia”

„Robię to dla większego dobra”.

„Wiem lepiej niż inni i dlatego dla ich dobra powinienem rządzić”.

„Robię to dla twojego dobra”

I ku mojemu zdziwieniu nawet w nerdowskim światku Gwiezdnych wojen i Władcy pierścieni, ktoś jest w stanie to kupić. Imperator miał rację, może wyrżnął swoich przeciwników, ale zapewnił porządek… Sauron może i robił złe rzeczy, ale dlatego, że był skrzywdzony i nie umiał inaczej.

To nie tyle zło, co bohaterowie tragiczni…

Chcieli dobrze, robili jak umieli, nie możemy oceniać. To dla większego dobra. To dla twojego dobra, bo ja wiem lepiej co jest dla ciebie dobre. W sumie dobro i zło to tylko słowa, zależy, gdzie stoisz, jaką masz historię. Świat nie jest czarno biały, wszystko jest trochę szare….

Dokładnie to samo co …

Natknąłem się ostatnio na cykl wykładów historyka Stephena Kotkina. Kotkin napisał gigantyczną biografię Stalina. Nie szczędził tam szczegółów, naprawdę obserwował i stworzył kompleksową sylwetkę. I najsmutniejsze jest to, że wydaje się, że nawet Stalin nie myślał o sobie, że jest zły. Wydaje się, że naprawdę wierzył w socjalizm i komunizm. Uważał, że jego czyny to tylko środek do celu, który przyniesie później większe dobro. Wynik, to kilkadziesiąt milionów zamordowanych ludzi i niepoliczalna ilość złamanych i przetrąconych żywotów. Dla większego dobra… A zło zależy tylko od punktu widzenia.

I to właśnie jest natura zła

Zło mówi, że to dla większego dobra.

Zło nie mówi, że jest złe. Mówi tylko, że zła nie ma.

-To zależy od punktu widzenia, zrozum motywy, ile jest odcieni szarości, ile dobra możesz osiągnąć dzięki kompromisom, wybierz mniejsze zło. Nie ma nic takiego jak jedna moralność czy prymitywne pojęcia zła. –

Bo gdy to tylko przyjmiesz, to w tle jest też, że skoro nie ma zła, to nie ma też dobra. Jeśli przyjmiesz to rozmycie i ambiwalencje, że nie ma zła i nie ma dobra, to zostaje tylko moc i władza. Bo dzięki temu cele nie są ani dobre, ani złe, środki nie są dobre ani złe. Są tylko skuteczne lub nieskuteczne.  

„Władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie… A wielcy ludzie to z reguły źli ludzie…” – lord Acton

I ostatnie może nie tak mroczne, ale bliższe codzienności zdanie mrocznej strony mocy:

Wiem od ciebie lepiej co jest dla ciebie dobre, i zrobię to dla twojego dobra, czy tego chcesz czy nie.

To zdanie często może opisać postawę młodych terapeutów, którzy naprawdę mają absolutnie czyste intencje. Którzy chcą pomagać, tylko którzy w którymś momencie zapomnieli o czym przestrzegali nasi nauczyciele i najwięksi teoretycy.

„Dobre intencje to za mało. Nie da się komuś zrobić dobrze wbrew jego woli” A co dla mnie najlepiej wyraził akurat Milton Friedman: „Wszelka dobra intencja jest przekreślona przez użycie przymusu, którym chcesz to dobro wprowadzać.”

Więc podsumowując moje olśnienie, jeśli słyszę:

Nie ma moralność, to tylko punkty widzenia i odcienie szarości i kompromisy. To dla większego dobra. To dla twojego dobra, czy tego chcesz czy nie.

To absolutnie natychmiast zapala mi się lampka ostrzegawcza „przyjrzyj się lepiej z kim masz do czynienia” Bo tak właśnie kusi i usprawiedliwia się zło.

I zostaje z takim memento, niech mi na co dzień towarzyszy w pracy, bo o wielu rzeczach można dyskutować, ale o tym nie:

„Każda świadoma istota jest podmiotem, a nie przedmiotem. Jest celem samym w sobie i ma niezbywalne prawo być wolna. Na swoją dolę i niedolę. Nie ma tutaj kompromisów.” – Tak mówi dobro

Michał Szadkowski – O mnie

Drogi czytelniku/czytelniczko skoro dotarłeś już tutaj, będzie mi miło, jak skomentujesz lub udostępnisz:)

Polecam też najnowszy wpis na moim blogu.

Share

Opowieść o myśliwym, niedźwiedziu i najbardziej oklepanym tekście, w historii filozofii egzystencjalnej.

Czas czytania: 2 min

Był sobie młody myśliwy Karol. Pewnego razu poszedł na polowanie. Chodził po lesie, aż nagle spotkał niedźwiedzia. Niedźwiedź był niedźwiedziem, wiec ryknął, warknął, stanął na tylnych lapach i rzucił się do ataku.  Karol nie zastanawiał się długo, odwrócił się na piecie i zaczął uciekać. Nie dość szybko jednak. Nagle poczuł na nodze ostre uderzenie niedźwiedzich pazurów. To go zmobilizowało i w końcu uciekł. Dobiegł do wioski…

– Niedźwiedź! Niedźwiedź mnie okaleczył. Rozwalił mi nogę!

Mieszkańcy wioski zbiegli się, żeby zobaczyć naszego poranionego myśliwego.

Karol zaczął krzyczeć z bólu i złorzeczyć na niedźwiedzia i własny los.

Tak był zajęty swoją urazą, że nie miał czasu iść do lekarza, żeby ten opatrzył mu obrażenia. Wdało się zakażenie, rana źle się goiła. Pojawiła się gorączka. Nasz bohater obudził się w domu medyka. Niestety z amputowaną nogą. Kiedy to zobaczył, ogarnęła go wściekłość i żal. Wydał z siebie ryk:

– Dlaczego JA!!???

Przybiegł lekarz, próbował uspokoić naszego bohatera. Pocieszyć, nauczyć go korzystać z protezy.  Bez rezultatu.

Nasz bohater odtrącał wszelką pomoc. Myśli o niesprawiedliwości i przeklętych niedźwiedziach, zajęły go całkowicie. Zaczął żebrać i pić. Pogrążał się w swojej urazie.

Tak wiódł swoje dni. Opowiadając za garść monet, każdemu, kto jeszcze chciał go słuchać, swoją historię… mijały lata.

Któregoś dnia Karola obudziły krzyki i wiwaty z ulicy.

– To Sar!

– Brawo Sar!

Karol otworzył oczy i zobaczył człowieka.

Człowieka bez nogi, z hakiem zamiast ręki, kierującego się w stronę lasu.

Bratnia dusza – pomyślał – ten to mnie zrozumie…

– Jestem Karol, a Ty kim jesteś?

– Jestem Sar.

– Co ci się stało? – spytał nasz były myśliwy.

– Niedźwiedź odgryzł mi rękę i tak mnie poharatał

że lekarz musiał odciąć mi nogę – odparł Sar.

– Rozumiem! Dobrze rozumiem! Cholerny niedźwiedź!

– A ty jak sobie radzisz? – spytał Sar.

– Miałem być myśliwym, ale przez niedźwiedzia straciłem nogę.

Przeklęty niedźwiedź. Jak mam godnie żyć bez nogi?!!

– Hmm to ciekawe, ja idę do lasu polować – powiedział Sar.

– Ale… ale przecież… niedźwiedź odgryzł ci nogę!?

Sar spojrzał mu w oczy i powiedział spokojnie.

– Nie ważne, co z tobą zrobiono, ważne, co Ty zrobisz, z tym, co z tobą zrobiono.

Poprawił protezę, zahaczył kuszę o hak i jak co dzień pokuśtykał do lasu… na polowanie.

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

Share

Jakie to Banalne…

Czas czytania: 3 min

Działo się to w Chinach, kilka tysięcy lat temu…

Sun Tzu jeszcze się nie narodził, Konfucjusz był niemowlakiem, a Lao-Tze, no cóż, był Lao-Tze, więc nie wiadomo właściwie co się z nim działo…

Noc

Poeta Xiao Li siedział w celi śmierci. Podczas jednego ze swoich wystąpień publicznych, nieopatrznie i złośliwie zadrwił z cesarza. Jakieś nieżyczliwe języki doniosły komu trzeba, a cesarskie sądy w tamtych czasach, miały tylko jeden sposób na obrazoburców nefrytowego tronu. Wyrok zapadł szybko i bez odwołania.

Xiao nie mógł się z tym pogodzić, przez głowę przelatywały mu plany epickich tomów, których nie zdążył napisać i marzenia o smaku wina, którego nie zdążył wypić. Rozmyślał nad nieskończonymi manuskryptami i szkicami wierszy, które leżały w szkatułce pod jego łóżkiem.

– Gdybym miał jeszcze czas… choć jeden rok… chociaż miesiąc – myślał z udręką.

Kiwał się na swoim posłaniu, kiedy nagle z przeszywającym „Bonggggg….” uderzył dzwon, zwiastujący północ w cesarskim mieście.

Xiao li zamarł na kilka chwil… nagle, otworzył szeroko oczy i zaśmiał się gromkim śmiechem. Z rękawa wyszarpnął kawałek szaty, a z włosów węgielek do pisania. Gorączkowo zaczął notować. Kiedy skończył, przyjrzał się notatce. 

– Jakie to banalne – powiedział cicho i uśmiechnął się do siebie.

Rozejrzał się po celi. Zauważył pozostawiony tam chleb i wodę. Spokojnie podszedł do miski, usiadł z nią na łóżku i zaczął żuć ze smakiem chleb. Następnie wziął łyk wody, posmakował przez chwilę i wychłeptał ją do końca. Oblizał się jak syty kocur. Wstał, rozprostował się, zrobił z namaszczeniem kilka kroków, kilka oddechów. Następnie spokojnie położył się na łóżku i smacznie zasnął.

Dzień

Następnego dnia, poeta dziarskim krokiem podążył za strażnikami na miejsce kaźni. Podszedł do kata i ukłonił mu się z szacunkiem. Rozejrzał się po świecie. Wziął oddech i z uśmiechem położył głowę pod miecz. Jedno szybkie cięcie zakończyło czas Xiao Li.

Stary kapitan straży, który sprzątał celę po poecie, zobaczył kawałek tkaniny na łóżku. Już miał ją wyrzucić, kiedy ujrzał nakreślone na niej znaki. Był starym kapitanem i umiał czytać, więc tak też się stało, że przeczytał ostatni wiersz Xiao Li.

– Jakie to banalne – pomyślał po lekturze.

Kilka dni później…

Kilka dni później na radzie pałacowej, Cesarz rozważał co zrobić z barbarzyńcami, nękającymi północne prowincje. Wiele już lat wysyłał karne ekspedycje, ale to było jak walka z deszczem. Plemiona uchylały się przed armią cesarza, jak woda przed mieczem. Cesarz poprosił o radę. Jeden z inżynierów cesarskich przedstawił pomysł wielkiego muru.

– A ile to zajmie?! – spytał Cesarz.

– Około 80 lat, Panie – odpowiedział inżynier.

– Jaki sens ma zaczynanie czegoś czego ani ja ani ty, nigdy nie skończymy? – Zastanawiał się na głos Cesarz.

Wtedy do Cesarza podszedł kapitan straży. Szeptał mu chwilę do ucha i wręczył mu kawałek szaty z ostatnim wierszem Xiao li.

– Jakie to banalne – po lekturze, powiedział Cesarz.

Nagle zastygł w bezruchu… Przez chwilę patrzył nad głowami dworzan w odległy punkt sali tronowej… Równie nagle jak zastygł, otrząsnął się i pewnym głosem wydał 2 dekrety… Rozkazał rozpocząć budowę muru i…postawić pomnik Xiao Li.

80 lat później…

80 lat później obecnie panujący Cesarz, wnuk starego cesarza, patrzył na odsłonięcie pomnika Xiao li. Właśnie wypełniał jedno z ostatnich życzeń swego dziada. Jego dziad prosił, aby w dniu ukończenia Wielkiego Muru, postawić pomnik poety, a na cokole wyryć jego ostatni wiersz.

– Jakie to banalne – pomyślał Cesarz, patrząc na cokół pomnika stojącego u stóp wielkiego muru. Następnie, ciepło się do siebie uśmiechnął i odszedł, aby zająć się cesarskimi sprawami…

Na cokole było wyryte:

„Motyl tylko kilka dni, swym pięknem błogosławi łąkę,

Kwiat rozkwita pełnią swego blasku i umiera,

Nieważne ile masz jeszcze czasu,

znaczenie ma tylko, jak go spędzisz…”

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

Share

Niecierpliwy głód.

Czas czytania: < 1 min

Pewien człowiek miał ochotę na szarlotkę. Postanowił ją upiec własnoręcznie.
Znalazł przepis, sprawdził składniki i zobaczył, że może zacząć.
Przepis podawał, że za 3 godziny będzie mógł cieszyć się pysznym ciastem.
3 godziny? Pomyślał. To za długo. Nie mogę tyle czekać. Poszukam innego przepisu.
Przez następną godzinę przeszukiwał znalezione w domu książki kucharskie,
aż znalazł przepis, który obiecywał szarlotkę w 2 i pół godziny.
2 i pół godziny? Pomyślał. To za długo. Nie mogę tyle czekać. Poszukam lepszego przepisu.
Przez następne godziny przeszukiwał Internet, aż znalazł przepis na pyszną szarlotkę w 2 godziny i 15 minut.
2 godziny i piętnaście minut?? Pomyślał. Nie mogę tyle czekać. Chcę szarlotkę natychmiast.
Może odwiedzę znajomego eksperta kucharza, jeśli nawet on nie zna przepisu,
to może mi chociaż poleci kogoś kto zna. Musi być jakiś sposób… Wyruszył.

Słyszałem, że od kilku tygodni ten człowiek nie zjadł szarlotki.
Nie miał kiedy. Cały czas szuka przepisu, który da mu szarlotkę natychmiast.

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

PS.
Istnieje też, podobno przez kogoś wymedytowany, komentarz do tej opowiastki.
Oto on:
Jeśli poradzisz sobie z czasem, poradzisz sobie z lękiem.
Jeśli poradzisz sobie z lękiem, poradzisz sobie z życiem

Share

Nasrudin i rzeka

Czas czytania: 2 min

Pewien człowiek odbywał pielgrzymkę. Szedł właśnie leśną ścieżką niedaleko Indusu,
kiedy z zarośli, od strony rzeki, wybiegł Nasrudin. W ogromnym pośpiechu minął pielgrzyma,
prawie uderzając w niego, trzymanym w ręku, pustym wiadrem. Następnie zniknął po drugiej stronie ścieżki.
Człowiek przystanął zdziwiony, nasłuchując, jak z wielkim hałasem Nasrudin przedziera się przez las.
Dźwięk oddalał się, ucichł na dłuższą chwilę, a następnie zaczął się powoli przybliżać.
Po chwili z zarośli, w pędzie, wybiegł Nasrudin. Krzyknął do pielgrzyma:

-Zejdź mi z drogi! Bardzo się spieszę!

Znów go wyminął, tym razem taszcząc ze sobą wiadro pełne wody.
Pielgrzyma ogarnęła ciekawość, zadumał się na chwilę. I kiedy dumał, znów minął go zdyszany Nasrudin,
znikając w głębi lasu, z pustym wiadrem. Pielgrzym słuchał oddalającego się hałasu. I po chwili, tak jak się spodziewał,
usłyszał Nasrudina przedzierającego się przez las z wiadrem pełnym wody.
Zaczaił się i kiedy zobaczył wyłaniającego się z zarośli biegacza, stanął mu na drodze.

-Stój! Powiedz mi! Co robisz?

-Głupcze nie przeszkadzaj! Nie mam czasu! Mam ważne zadanie!

Pielgrzym chciał spytać, jakie zadanie, ale w tym momencie,
Nasrudin wyrwał się i zniknął w zaroślach. Człowiek pobiegł za nim.
Ledwie nadążył za zdeterminowanym biegaczem. Po chwili dotarli do rzeki.
Pielgrzym ku swemu ogromnemu zdumieniu zobaczył jak, w biegu, Nasrudin chwyta wiadro
i wyuczonym, pewnym ruchem, wylewa całą wodę do leniwie płynącego Indusu, a następnie  obraca się na pięcie
i jak pewnie się domyślacie, znika w lesie. Pielgrzym stanął jak słup soli. Nie umiał zrozumieć tego co widział.
Kiedy Nasrudin znów się pojawił i wylał, nie zatrzymując się, pełne wiadro wody do rzeki, pielgrzym ruszył za nim.
Zrównał się z Nasrudinem. I zaczął pytać:

-Co ty właściwie robisz?
-No jak to, co? Biegnę po wodę do studni!
-Ale czemu to robisz?
-Oczywiście żeby dolać wody do Indusu!
-Ale po co?
-No wiesz, robię to, od jakiegoś czasu.
-Ale, po co?!!
-Jak to, po co?!! Przecież, jeśli przestanę Indus może wyschnąć!
-Ale przecież Indus ma się dobrze, zobacz ile ma wody!
-Noooo… pięknie płynie, ta moja rzeka, ale kto wie, co by się stało gdybym przestał?

A Tobie, czytelniku, jak często wydaje się, że świat się zatrzyma,
jeśli przestaniesz robić te wszystkie „ważne” rzeczy?

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak udostępnisz:)

Share